'To jest o tym, co może przytrafić się tak naprawdę każdemu z nas.'

środa, 29 sierpnia 2012

Twenty

Hej, hej, hej! Jak minęły Wam wakacje? :)
Na wejściu chciałabym przeprosić za to, że notki nie było ponad miesiąc. Moim planem na wakacje było pisać, pisać, pisać i doprowadzić to opowiadanie do końca, by już w roku szkolnym móc po prostu wziąć kolejny rozdział i go Wam dać, kiedy przyjdzie na to czas. Nie udało mi się jednak. Miałam tak cholerną zawiechę, że dopiero kilka dni temu udało mi się cokolwiek napisać. Tak oto postał rozdział DWUDZIESTY, który mam nadzieję, że Wam się spodoba ;)
Obecnie przebywam na jakimś zadupiu, w ośrodku wypoczynkowym w środku lasu nad jeziorem, gdzie Play ledwo łapie zasięg, o internecie nawet już nie wspominając. Nie mam więc pojęcia, jakim cudem udało mi się w ogóle dodać tą notkę lol. Nie mogę się doczekać, aż w sobotę wieczorem wrócę do Wrocławia i będę mogła odetchnąć z ulgą. A w poniedziałek z powrotem do szkoły... Nie wierzę, jak cholernie szybko zleciały mi te dwa miesiące! (Szczególnie półtora tygodnia z Dee <3) Z bólem wrócę do mojej klasy na lekcje i mam przeczucie, że ten rok będzie jeszcze gorszy niż poprzedni, z wielu powodów.
W każdym razie, jako miły akcent na ostatnie dni wakacji 2012 dodaję specjalnie dłuższy niż zwykle rozdział. Miłej lektury!!! :D

***


Ten poranek był podobny do wielu innych w moim życiu, lecz jednocześnie bardzo się od nich różnił. A wypadałoby zacząć od tego, że raczej nigdy nie zdarzyło mi się spać na podłodze pod drzwiami.
Ślamazarnymi ruchami podniosłam się z parkietu i zaczęłam lekko rozciągać, gdyż byłam cała obolała. Wolnym krokiem udałam się do łazienki, podczas gdy wspomnienia ostatniej doby zaczęły opanowywać mój umysł. Będąc w środku, zerknęłam jedynie w lustro i od razu zrzuciłam z siebie ubrania, by wejść do kabiny.
Potrzebowałam się odprężyć i uspokoić myśli, a ciepły prysznic skutecznie mi to umożliwił.

~*~

Podobnie jak wiele innych osób, szczerze nienawidziłam pobudek, jednak nie miałam nic przeciwko tym miłym. Ba, ja je wprost ubóstwiałam. W ostatnim czasie było takich dość sporo; każda z nich miała w sobie coś wyjątkowego, co od razu wprawiało mnie w dobry humor, choć sam fakt, że budziłam się kolo Niego, wystarczał i napawał mnie pozytywną energią na cały dzień.
- Witaj - mruknęłam, kiedy poczułam, jak całuje mnie w czoło.
- Cześć, kochanie - powiedział, kładąc się obok mnie. - Masz ochotę na pyszne śniadanie? Może jakieś życzenia?
- Czegokolwiek byś nie przygotował i tak będzie świetne - powiedziałam na wpół sennym głosem. Chwile potem zmarszczyłam brwi, wciąż nie otwierając oczu. – Od kiedy ty rymujesz?
Zaśmiał się krótko.
- Odkąd jestem szczęśliwy z pewną wspaniałą kobieta - wymruczał mi wprost do ucha i ucałował moje ramie, a później przyssał się na chwile do moich ust.
- A kimże ona jest? - Przygryzając lekko dolną wargę, rozchyliłam powieki, aby w końcu spojrzeć na mojego mężczyznę.
- Hm, niech pomyślę... - Zetknął ze sobą czubki naszych nosów. - Tobą?
Zachichotałam cicho, obdarowując go przelotnym całusem, a następnie odpychając. Przeturlaliśmy się po łóżku tak, że teraz ja leżałam na nim. Chwile później złączyłam nasze wargi w kolejnym pełnym pasji pocałunku.

Trwałam w swego rodzaju amoku dopóki Harry nie zaczął dobijać się do drzwi, krzycząc, że jest już późno. Przejęta faktem, iż skupiłam się bardziej na bujaniu w obłokach, niż szybkiej toalecie i rzeczywiście minuty mogły przelecieć mi przez palce, parę minut później wystrzeliłam z łazienki jak oparzona, odziana jedynie w szlafrok i z turbanem z ręcznika założonym na głowie. Dopiero spojrzawszy na tarczę zegara wiszącego na ścianie zorientowałam się, że mam jeszcze sporo czasu. Chłopak zdążył już jednak zająć moje miejsce w łazience.
- No wiesz, co, Styles? Jak mogłeś?! – krzyknęłam, uderzając ręką w drzwi. – Muszę się skończyć szykować…! - jęknęłam chwilę później, przyciskając czoło do gładkiej drewnianej płyty. – Otwórz nooo…
- A czy ja zamykałem drzwi? – Usłyszałam z wnętrza pomieszczenia śmiech połączony z lekką chrypką. Zdziwiona jego słowami nacisnęłam na klamkę, która natychmiast ustąpiła, podobnie jak drzwi. Z naburmuszoną miną weszłam do środka, obojętnie go mijając i stając przed umywalką. Ignorując go, zaczęłam szorować zęby, on zaś jedynie cicho się zaśmiał i wszedł pod prysznic. Skończywszy, chwyciłam za szczotkę i zaczęłam rozczesywać włosy, by móc je następnie wysuszyć. Tym razem nie zdołałam się powstrzymać przed spojrzeniem na chłopaka. W lustrze doskonale widocznie było odbicie jego sylwetki stojącej w kabinie i oddzielonej ode mnie jedynie szklanymi, lekko zaparowanymi drzwiami. Ten widok był zdecydowanie podniecający, jednak w miarę szybko skarciłam się w myślach i zaczęłam błądzić wzrokiem po suficie oraz kafelkach, którymi obłożone były ściany pomieszczenia.
- Patrzysz na mnie i lubisz to, co widzisz – zaśmiał się, odwracając się lekko w moim kierunku i kręcąc tyłkiem.
- Nieprawda – burknęłam pod nosem, odpowiadając zdecydowanie trochę zbyt szybko.
- Teraz to może i nie, ale przed chwilą wręcz przeciwnie. – Wyszedł z kabiny, chwytając pierwszy z brzegu ręcznik, który zawiązał sobie wokół bioder, a stając za mną, objął mnie w pasie.
- Jesteś mokry – burknęłam, wciąż starając się udawać obojętną, jednak wychodziło mi to już bardzo kiepsko.
- Och, no nie gniewaj się na mnie... - mruknął mi wprost do ucha, jednocześnie chwytając lekko za rąbek okrywającego mnie materiału. Zsunął go nieznacznie, odkrywając tym samym fragment mojego ramienia, które następnie ucałował. - Proszę?
- Czemu nie potrafię się na ciebie gniewać? - To pytanie zadawałam sama sobie już nie pierwszy raz. Za każdym razem nie znajdowałam też na nie dobrej odpowiedzi, co momentami doprowadzało mnie do frustracji.
- Ach, ma się ten urok - powiedział nieskromnie, za co sprzedałam mu kuksańca w bok.
- No wiesz, co. - Odpłacił mi się tym samym.
- Za co to niby było? Ty sobie zasłużyłeś!
- Tak profilaktycznie. - Uśmiechnął się i zabrał mi z rąk przyrząd, by kontynuować suszenie moich włosów.
Nie zaprotestowałam.
Kiedy skończył, ucałowałam jego policzek i zawiązałam na czubku głowy lekko niedbałego koka. W międzyczasie niektóre z kosmyków na jego głowie zdążyły się już lekko pozwijać, a kiedy je dosuszył, poskręcały się całkowicie, tworząc te urocze loki, w których tak bardzo lubiłam zatapiać palce.
- Tak swoją drogą, nie uwierzysz, kogo widziałem wczoraj wieczorem - zaczął, wychodząc z mojej sypialni, jednocześnie zapinając pasek od spodni.
- Hm? - mruknęłam, pociągając rzęsy masakrą.
- Zayn'a i twoją przyjaciółkę April. Jestem prawie w stu procentach pewny, że to byli oni. - Poprawił ręką włosy i przysiadł na brzegu łóżka.
- Szybko im poszło - mruknęłam w sumie do siebie. - Gdzie ich widziałeś? Będę musiała dziś coś z niej na ten temat wyciągnąć.
- Szli ulicą. Wyglądałem akurat przez okno, kiedy ty urzędowałaś w kuchni - wyjaśnił i wstał, widząc, że zaczynam zbierać się do wyjścia.
Chwyciłam przygotowaną już wcześniej i tylko czekającą na mnie na komodzie torebkę, a później zerknęłam w wiszące za moimi plecami lustro, w którym przed chwilą się malowałam. Dopiero teraz dostrzegłam, że mamy dziś z Harrym swetry tego samego koloru. Różniły się w sumie jedynie fasonem i długością, a ciemny granat o identycznym odcieniu pasował nam obojgu. On swój pożyczył zapewne od Louisa, jak to miął w zwyczaju, a ja dostałam swój w zeszłym roku od April. Nie obchodziło mnie to, że nie należy do tegorocznych trendów i nawet mi się nie śniło, by się go pozbyć. Nie dość, że był w bardzo dobrym stanie, to jeszcze bardzo go lubiłam. Czemu więc, miałabym wyrzucić go ze swojej szafy?
- Aleśmy się dobrali - zaśmiał się, przytulając mnie od tyłu.
- Yep - odparłam krótko, zawiązując wokół szyi jedwabną apaszkę, która była z kolei prezentem od Styles'a. Zobaczyłam jak jego odbicie uśmiecha się razem z nim na widok jasnego pasa materiału. - Najchętniej zostałabym tu z tobą, poleżała na kanapie, obejrzała po raz setny 'Love Actually' i 'Pamiętnik', ale naprawdę muszę się śpieszyć - wyznałam lekko zniechęcona. - Na dodatek nie wiem, kiedy się zobaczymy. Macie pracę, nie?
- Tak, coś większego nam w tym tygodniu zaplanowali. - Skinął głową, przyciągając mnie do siebie. - Pisz, kiedy tylko chcesz. Na pewno odpowiem - wyszeptał mi prosto w usta, by następnie na dłuższą chwilę złączyć je ze swoimi wargami.
- Nawet w środku nocy? - zażartowałam.
- Nawet wtedy. - Pocałował mnie raz jeszcze. - Choć pewnie i tak to ja odezwę się pierwszy.
Wzruszyłam ramionami.
- Zobaczymy.

Odziani w ciepłe płaszcze i z parasolkami w dłoniach wyszliśmy przed budynek. Pomimo, że mieliśmy ten sam kierunek, udaliśmy się w zupełnie przeciwne strony, żegnając się jedynie przelotnym spojrzeniem, które musiało nam obojgu wystarczyć. Obrałam kurs na stację metra, by dojechać nim do baru, podczas gdy Harry zdecydował się na długi, samotny spacer w deszczu. Siedząc w jednym z wagonów podziemnej kolejki poczułam wibracje w prawej kieszeni, gdzie znajdował się mój telefon. Wydobyłam go z niej i odblokowałam, by ujrzeć wiadomość:
'Już za Tobą tęsknie... xoxo PS mówiłem, że będę pierwszy ;)'
Przycisnęłam telefon do piersi i opuszczając lekko głowę, uśmiechnęłam się szeroko. Pierwszy raz w życiu czułam się naprawdę szczęśliwa. Przeżywałam cudowne chwile ze wspaniałym chłopakiem. I do tego naprawdę go kochałam.
Teraz miałam tego całkowitą pewność.

~*~

Od dobrych dwóch godzin Claudia bombardowała mnie SMS-ami. Mój telefon dawał o sobie znać dosłownie co chwilę, a wydawane przez niego dźwięki zaczynały mnie poważnie irytować, więc zmuszona byłam go wyciszyć. Wolałam nawet nie myśleć o liczbie nieodczytanych wiadomości i nieodebranych połączeń, gdyż dziewczyna próbowała się do mnie także dodzwonić. Ale na próżno, bo nie miałam ochoty jej odpowiedzieć. Potrzebowałam w tym momencie ciszy i samotności, a nie zwariowanej, roztrzepanej i zdecydowanie nadopiekuńczej blondynki, którą po kolejnej nocy spędzonej z Haroldem Edwardem Stylesem z pewnością rozpierała energia.
Westchnęłam, czując jak urządzenie ponownie wibruje na poduszce, tuż obok mojej głowy.
Coś mnie podkusiło i jednak chwyciłam komórkę, wyłączając blokadę. Liczba, którą spodziewałam się ujrzeć na ekranie, niewiele odbiegała od rzeczywistości, a mimo to, weszłam w folder z wiadomościami i otworzyłam tą ‘najświeższą’.
'Otworzysz w końcu te cholerne drzwi czy Malik ma je wyważyć???!!!'
Zmarszczyłam brwi, po raz drugi analizując otrzymaną treść.
'Szkoda byłoby je uszkodzić. Za ładne są.'
Wystukawszy szybko na klawiaturze pierwszą rzecz, jaka przyszła mi na myśl, wysłałam ją przyjaciółce. Wyjęłam z uszu tkwiące w nich do tej pory słuchawki, przez które w połączeniu z głośną muzyką, nie słyszałam walenia w drzwi, które teraz docierało do mnie bez żadnego problemu. Pokręciłam głową z rezygnacja i niechętnie stanęłam na nogi.
- Jesteś sama? - zapytałam na tyle głośno, by usłyszała.
Stukanie nagle ustało i wokół zapanowała tak idealna cisza, że bałam się nawet oddychać, by jej ponownie nie zakłócić.

~*~

Spytała, czy jestem sama, a ja nie miałam pojęcia, co jej odpowiedzieć. Nie chciałam skłamać, jednak gdybym powiedziała prawdę, najprawdopodobniej szansa na to, że dziewczyna otworzy, spadłaby do zera. Musiałam podjąć błyskawiczną decyzję, a w pewien sposób pomógł mi w tym stojący obok mnie Malik, który aż wstrzymał oddech i bezszelestnie odsunął się o krok po usłyszeniu pytania.
- Tak, jestem - powiedziałam spokojnym tonem. - Chcę porozmawiać, możemy? Otwórz, proszę.
Nie odpowiedziała.
Modliłam się w duchu, by jednak się udało, a po upływie kilkunastu niezmiernie długich dla mnie sekund, moje prośby zostały wysłuchane i usłyszałam szczęk klucza w zamku. Uśmiechnęłam się lekko, zadowolona, jednak mina mi zrzedła, kiedy moja przyjaciółka ukazała mi się w pół otwartych drzwiach.
Była wręcz niepokojąco blada, włosy miała rozczochrane, a oczy lekko podpuchnięte. Zestaw, który na siebie ubrała, wyglądał jak pierwsze lepsze rzeczy, które wpadły jej w ręce. Ona nigdy tak nie wyglądała.
Coś zdecydowanie było nie tak.
- Co ci się stało? - zapytałam zaniepokojona, chwytając jej twarz w dłonie. Przelotnie zerknęłam w bok na chłopaka, który stał w tym samym miejscu, jednak z zupełnie innym wyrazem twarzy. - Może powinnaś coś zjeść?
- Nie jestem głodna - mruknęła cicho i dała mi się przytulić bez żadnego sprzeciwu.
- Co? Od kiedy nie jesteś głodna? Ty zawsze coś jesz, jak tylko jest okazja!
- Nie tym razem – odparła z wyczuwalną w głosie niechęcią. - Czemu mnie okłamałaś?
Zamarłam.
W jej glosie słychać było nutkę wyrzutu. Widocznie zdradziło mnie to spojrzenie rzucone Malikowi, którego miałam nadzieje, że nie zauważy. Przeliczyłam się jednak. Ona wiedziała. Już dobrze wiedziała, po co tu przyszłam i nie była z tego zadowolona.
Wyplątawszy się z mojego uścisku, cofnęła się o krok. Widząc, że nie ma nic do stracenia, Zayn przysunął się bliżej mnie, a spojrzawszy na September, zdziwił się nie mniej niż ja. Ona zaś, ignorując go, wbijała przez cały czas wzrok we mnie.
- Chcę dla was obojga, jak najlepiej i już rozmawiałam z Zaynem... - próbowałam się wytłumaczyć, jednak szybko mi przerwała.
- Ja nie mieszam się w twoje sprawy, jeśli tego nie chcesz, więc mogłabyś być tak miła i zrobić to samo - syknęła zła. - Miło było, a teraz możesz już iść. Chyba powinnaś być w pracy.
Chciała z powrotem zamknąć się w pokoju, odcinając tym samym od reszty świata, jednak oboje w porę zareagowaliśmy, chyba całkiem instynktownie, uniemożliwiając jej to. Zaskoczona oporem stawionym z naszej strony zachwiała się i wylądowała na parkiecie.
Teraz albo nigdy.
Działając pod nagłym wpływem impulsu, wyciągnęłam tkwiący w zamku klucz i włożyłam go w otwór po drugiej stronie. Lekko zdezorientowanego Muzułmanina pchnęłam w głąb pomieszczenia, by następnie z rozmachem zamknąć drzwi i przekręcić klucz, zanim którekolwiek z nich zdołało pojąć, co mam w zamiarze.
- Wyjdziecie dopiero wtedy, kiedy sobie wszystko wyjaśnicie - oznajmiłam, opierając się o ścianę i starając się powstrzymać drżenie głosu. Nie chciałam im tego robić, jednak było to potrzebne, bo April należała do naprawdę upartych osób i trudno byłoby ją w konwencjonalny sposób przekonać do rozmowy. - Miłego dnia wam życzę!
Lekko się jeszcze wahając, zaczęłam oddalać się w kierunku schodów, jednak z każdym kolejnym krokiem przyśpieszałam, chcąc jak najszybciej zniknąć z 'miejsca zbrodni'. Słyszałam jeszcze krzyki mojej przyjaciółki i walenie w drzwi, jednak oba odgłosy zignorowałam.
Przy wyjściu wpadłam na Harry'ego, który był równie zaskoczony moim widokiem, jak wtedy, gdy nagle wpadłam do nich blisko godzinę temu.
- Wszystko w porządku? - zapytał, chwytając mnie za ramiona.
Chciałabym zobaczyć, jaką miałam wtedy minę, gdyż widząc reakcję Styles’a na mój widok i jego niepokój, z pewnością była ona interesująca.
- Po prostu zrobiłam coś... - przerwałam, szukając dobrych słów na opisanie tej sytuacji, jednak takich nie znalazłam. - Zamknęłam Malika i April w jej sypialni - wypaliłam w końcu. - Możesz zignorować wszystkie krzyki z jego mieszkania? Wrócę wieczorem i ich wypuszczę! - obiecałam, cofając się na zewnątrz.
- Co zrobiłaś...?
Zignorowałam jego pytanie, gdyż było już późno i musiałam za chwilę być z powrotem w MSC.
- Muszę lecieć, bo i tak się urwałam z roboty. Do zobaczenia! - krzyknęłam i obracając się na pięcie, pobiegłam w kierunku bramy.
Kiedy obejrzałam się za siebie, Styles wciąż tam stał, pozostając w szoku i widocznie próbując mnie zrozumieć. Ja zaś zostałam sam na sam z moimi lekkimi wyrzutami sumienia.

~*~

Stał pod ścianą, śledząc mnie wzrokiem i nie drgnął nawet o milimetr przez cały czas, kiedy ja pokonywałam długość pokoju tam i z powrotem, zachowując się jak jakaś desperatka.
Teraz, gdy siedziałam na łóżku na drugim końcu pomieszczenia, dokładnie naprzeciw niego, także tkwił w tym samym miejscu. Głowę miał lekko spuszczoną, a wargi zaciśnięte i jedynie od czasu do czasu zerkał w moim kierunku.
Dodatkowo nie odezwaliśmy się do siebie nawet jednym słowem.
Zrezygnowana i już lekko wycieńczona westchnęłam i ułożyłam się na boku, chowając twarz w poduszce. Miałam ochotę udusić Claudię za to, że nas tu zamknęła, bo nie widziałam w tym żadnego sensu, jednak jego coś chyba ruszyło, bo jakiś czas potem poczułam jak materac po mojej prawej ugina się pod ciężarem jego ciała.
Zamarłam w bezruchu, zastanawiając się, co zamierza zrobić. Do moich uszu dotarło jednak tylko westchnienie, które wyszło z jego ust. Odezwał się dopiero po krótkiej pauzie.
- Przepraszam - usłyszałam cichy szept.
Nie. Tego zdecydowanie się nie spodziewałam.
- Twoja przyjaciółka przyszła tu zaniepokojona tym, że się nie odzywasz, a ja powiedziałem jej wszystko od początku do końca, bo mnie do tego zmusiła... - Słuchając jego słów, odniosłam wrażenie, że mi się żali. Nie skomentowałam tego jednak w żaden sposób, czekając na to, co jeszcze doda. - Znasz ją lepiej niż ja, więc chyba wiesz, jaka jest, mam rację?
Oj, dobrze wiedziałam. W tym momencie zaczęłam się też zastanawiać, co takiego Dee mu zrobiła. Claudia należała jednak do tak nieprzewidywalnych osób i opcji było tak wiele, że raczej nie byłabym w stanie dojść do tego sama. Na tym się więc moje przemyślenia skończyły.
- Widziałem, jak zła byłaś i zapewne wciąż jesteś... - Chwilę zajęło mi zorientowanie się, że kontynuuje. - I nawet nie wiesz jak bardzo jest mi teraz za siebie głupio, że jej się tak po prostu dałem... Tak bardzo, że wstydzę się spojrzeć ci w oczy. A ty widocznie nie chcesz mi odpowiedzieć. Nawet nie mam pewności, czy wysłuchałaś tych moich beznadziejnych tłumaczeń. - Schował twarz w dłoniach.
Sama dokładnie nie wiem, co rozbawiło mnie w jego słowach, jednak w jednej chwili poczułam wielką potrzebę zaśmiania się i właśnie to zrobiłam. Zaraz potem uniosłam się na rękach, by móc obejrzeć się na chłopaka, a pierwszym, co ujrzałam, była jego zdezorientowana mina.
- Wierz mi, Dee zawsze dowie się tego, co chce - odezwałam się, przyjmując normalny ton głosu. - Powiedziałeś jej wszystko? - zapytałam zaraz po tym, akcentując ostatnie słowo, a on jedynie skinął głową w ramach odpowiedzi.
W tym momencie wszystkie moje przypuszczenia się potwierdziły. Nie odpowiadałam blondynce na jej telefony i wiadomości, więc urwała się z pracy i przyszła tutaj. Natknęła się na Zayna, który jej wszystko pięknie wyśpiewał, prawie jak swoje wersy na koncercie, a ona, wiedząc już wszystko, chciała ze mną pomówić najprawdopodobniej na temat poprzedniego wieczoru. Nie przypuszczałam jednak, że przyjdzie jej do głowy zrobić coś tak głupiego jak zamknięcie nas razem w sypialni. Zdecydowanie przeszła tym samą siebie.
Kiedy zerknęłam na Malika po raz drugi, uciekał mi wzrokiem, próbując skupić się na jakimś punkcie na ścianie.
- Spójrz na mnie - poprosiłam. - Nie rozumiem, czemu przepraszasz…
- Mówiłem, że nie potrafię spojrzeć ci teraz w twarz ze wstydu - szepnął.
- A ja powiedziałam, że ona zawsze zdobędzie te informacje, których potrzebuje - przypomniałam. - Nie jesteś pierwszy, a jeśli ci to w jakiś sposób pomoże, to dodam, że mnie też tak czasem wykorzystuje.
- Serio?
Jednak spojrzał.
- Serio, serio. - Uśmiechnęłam się lekko.
Spojrzał, a ja w jednej chwili zatonęłam w bezdennym morzu czekolady, jakim były jego oczy. Trwałam w tym wręcz błogim stanie, dopóki nie przerwał mi jego głos.
- Ach, jeszcze jedno... - Widocznie o czymś sobie przypomniał, a ja potrząsając lekko głową, spojrzałam na niego pytająco. - Przepraszam także za wczoraj. Nie powinienem był cię całować, nie chciałaś tego...
- Dlaczego sadzisz, że tego nie chciałam? - zapytałam lekko zaskoczona.
- Bo uciekłaś? - Teraz rozbawił mnie szczerze. Nie tylko swoim tokiem myślenia, co także miną, którą zrobił. Z tego wszystkiego musiałam zasłonić sobie usta ręką, by powstrzymać chichot.
- Zrobiłam to tylko i wyłącznie dlatego, że usłyszałam czyjeś kroki. Nie wiem, jakim cudem, ale jednak jakoś - wyjaśniłam, a on jakby się na chwile zamyślił. Przygryzłam lekko wargę, oczekując jakiejś reakcji z jego strony, jednak zapanowała cisza, która niedługo później zaczęła mnie drażnić.
- Nie wiem tylko, dlaczego to zrobiłeś - odezwałam się w końcu, ale na odpowiedz też musiałam chwilę zaczekać.
- Podobasz mi się.
O mało, co nie zadławiłam się przez niego powietrzem. Chyba nikt nigdy nie był ze mną tak bezpośredni jak on w tej jednej, małej chwili. Dodatkowo nie był byle kim i nie chodziło o jakąś błahostkę.
- Jak bardzo poważny jesteś? - zapytałam podejrzliwie, mrugając kilkakrotnie.
- Jak najbardziej mogę być. - Jakby dla potwierdzenia swoich słów uniósł jedną dłoń w górę, a drugą przyłożył sobie do klatki piersiowej w miejscu, gdzie znajduje się serce.
Wydaje mi się, że miałam w tym momencie lekkie problemy z oddychaniem. Opadłam z powrotem na miękką poduszkę i zasłoniłam twarz dłońmi, jednak chwile później on je stamtąd zabrał.
- Uroczo wyglądasz, wiesz? - Momentalnie zaczęły palić mnie policzki, a on widocznie chciał się ze mną podroczyć. - Zdecydowanie uroczo - zaśmiał się. - Wierz mi, te usta nie kłamią - dodał, chcąc widocznie, żebym uwierzyła.
- Doprawdy? - mruknęłam, wodząc wzrokiem po jego twarzy i analizując każdy jej fragment.
- Tak - odparł. - Chciały cię pocałować i to zrobiły. Teraz też maja taki zamiar, więc, jeśli nie chcesz, masz jeszcze czas...
Pewność siebie aż od niego biła. Było to dość dziwne, gdyż jeszcze parę minut temu grał małe dziecko, skarcone za coś, co zrobiło źle lub czego zrobić nie powinno.
Chwile potem zaczął nachylać się w moim kierunku, a mnie ogarnęła fala ciepła. Gwałtownie nabrałam powietrza w płuca.
- Nie rób tego. - Przez sekundę zastanawiałam się, czy nie powiedziałam tego zbyt szybko, by mógł zrozumieć. Ale niepotrzebnie.
- Co? Czemu...? - Kiedy na niego spojrzałam, wydawał się zdezorientowany.
- Bo sama chcę to zrobić.
Początkowo lekko się wahając, w końcu podniosłam się i złączyłam nasze wargi. W momencie ich zetknięcia wszystkie emocje i myśli wewnątrz mnie zdały się eksplodować, a na plecach poczułam przyjemne dreszcze.
Wtedy też uwierzyłam jego ustom, które jednak miały racje i nie kłamały.

wtorek, 17 lipca 2012

Nineteen

Cześć, Kochani!
Witajcie po dość długiej, nieumyślnie zrobionej przeze mnie przerwie. Mam nadzieję, że wybaczycie mi, że tak długo musieliście czekać. Sądzę jednak, że po przeczytaniu notki przestaniecie żywić do mnie jakąkolwiek urazę XD Przynajmniej mam taką nadzieję...
Starałam się, naprawdę BARDZO SIĘ STARAŁAM pisząc to. Nie było łatwo, bo nie szło mi najlepiej, szczególnie końcówka. Ale się jednak udało! :D Plus mam już zaczętą 20 ;>
Postaram się dać kolejną jak najprędzej, jednak mimo wakacji, mam też pewne obowiązki... Nie wiem, jak często będą pojawiać się NN. Liczę też, że kiedy Dee przyjedzie do mnie na tydzień na początku sierpnia, zmotywuje mnie porządnie do pisania <3 Bo podjęłam już pewne decyzje dotyczące tej historii.
Dedykacja dla mojej kochanej Emee, dzięki której rozdział w ogóle się dziś pojawia, gdyż mi go poprawiła, bo sama nie miałam na to czasu. Widzisz teraz, ile ja mam z tym pracy? Brak polskich znaków na BB daje o sobie znać xd
Enojy!

***

Coś kazało mi iść za nią, od kiedy przypadkiem zauważyłem ją idącą chodnikiem i zgrabnie wymijającą innych przechodniowi. Wyglądała, jakby płynęła i to dodatkowo na wysokich obcasach! Jakąś nieznana mi stila, wręcz mnie do niej przyciągała, wiec bez namysłu podążyłem w tym samym kierunku, starając się nie strącić jej z oczu.
Trudności pojawiły się już w metrze, gdzie musiałem szczególnie uważać, by nie zostać rozpoznanym, a dodatkowo mięć na uwadze, czy czasem już nie wysiada. Gdy szybko wybiegła z pociągu, jakby starając się uciec przed innymi podróżnymi, straciłem ja z oczu. Lekko spanikowany, obrałem jakiś kierunek, który w końcowym efekcie okazał się jednak właściwy, bo wychodząc na ulice, odnalazłem ją maszerująca chodnikiem po drugiej stronie jezdni.
Cały czas po głowie krążyła mi jedna myśl, a mianowicie, jaki był cel jej małej wyprawy? Dokąd zmierzała? Choć w zasadzie ta 'wycieczka' nie była wcale taka mała, gdyż znajdowaliśmy się praktycznie na drugim końcu Londynu.
 
Teraz, chowając się za drzewem w odległości kilkunastu metrów od niej, mogłem uznać, że znalem odpowiedz na dręczące mnie pytanie. Choć jednak, nie do końca...
Siedziała na małej drewnianej ławeczce, delikatnie pochylając się w przód nad jednym z wielu grobów znajdujących się na tym cmentarzu i mówiła. Mówiła, zwyczajnie wyrzucając słowa w przestrzeń, jakby do samej siebie. Nie wiedziałem, co takiego, przez dzielący nas dystans. Z drugiej strony zdawała się z kimś rozmawiać...
Ale z kim takim?
Nie wiedziałem, jakim cudem udało mi się zmusić samego siebie do ruszenia się z miejsca, ale zrobiłem to. Wolnym krokiem podszedłem do niej od tylu, cały czas słuchając tego, co mówi i nie rozumiejąc ani słowa. Wszystkie były wypowiadane najprawdopodobniej w jej ojczystym języku - po polsku. Stając jednak praktycznie za jej plecami, byłem w stanie dojrzeć napis wyryty na nagrobnej płycie.
R.I.P.
Samantha September
Zjechałem wzrokiem niżej, by ujrzeć dwie daty.
15.12.1969 - 06.07.2010 
Na samym dole był umieszczony jeszcze jakiś cytat, który jednak niewiele mnie już w tamtej chwili interesował. Ważniejsze były informacje podane powyżej. Ogarnęła mnie fala mieszanych uczuć, których chyba nie umiałbym nawet od siebie odróżnić.
O mój Boże... 
- Tak mi przykro. - Te słowa same wypłynęły z moich ust i zorientowałem się, że je wypowiedziałem, gdy dziewczyna wręcz podskoczyła w miejscu i gwałtownie się obróciła, łapiąc za klatkę piersiową.
- Chcesz, żebym dostała zawału? - zapytała, próbując się uspokoić. Była też widocznie zaskoczona moja obecnością.
- I co ty tu właściwie robisz?
Przeszywała mnie spojrzeniem, lustrując od góry do dołu.
- Zobaczyłem Cię w mieście i... - Głupio było mi się tłumaczyć. - Po prostu za tobą poszedłem.
- Po co? - Z jej ust padło kolejne pytanie.
- Byłem ciekaw, gdzie idziesz... - Zerknąłem na boki chcąc się jakby upewnić, że nikt nas nie obserwuje. Tak też było. Na cmentarzu, czy przynajmniej w tej jego części, byliśmy sami.
- Huh. - Mruknęła, z powrotem odwracając się do mnie tyłem. - I nie mów, że ci przykro. Nie lubię litości.
- Ale ja nie...
- Nieważne. - Przerwała mi, machając ręką. - Po prostu mi nie współczuj.
- Jak sobie życzysz. - Skinąłem głowa, mimo, iż tego nie widziała. Obszedłem ławeczkę dookoła. - Mogę? - Spojrzałem na kawałek wolnego miejsca obok niej. Poszła śladem mojego spojrzenia, a następnie przesunęła się jeszcze trochę w lewo. Usiadłem. - Dzięki.
- Ile zamierzasz tu siedzieć?
- Tyle, co ty.
- Po co? - zdziwiła się.
- Dotrzymam ci towarzystwa. - odparłem z uśmiechem. -  Co mówiłaś, zanim podszedłem?
- Rozmawiałam. Przerwałeś mi moja opowieść.
- Z kim?
- Z mama. - Na chwile między nami zapanowała cisza. - Tak, tak, wiem, pewnie myślisz, że to chore i  teraz masz mnie za jakąś wariatkę...
- Nie. - Przerwałem jej. - Wcale nie. - Zdecydowałem sie zaryzykować i nakryłem lekko swoja ręką jej dłoń, której palce były zaciśnięte na krawędzi ławki. Wzdrygnęła się, jednak nic poza tym nie zrobiła. -  Sam czasem mowie do mojego dziadka...
- Doprawdy?
- Tak. Byliśmy blisko, brakuje mi go...
- Wiesz, za czym ja najbardziej tęsknie? - Wtrąciła się.
- Za czym? - Byłem ciekaw, co powie.
- Za... Za jej uśmiechem. - Powiedziała. Po jej tonie wywnioskowałem, że to nie koniec. -  Optymistycznym podejściem do każdej sprawy. Za jej przebojowością... Zdecydowanie nie była jakąś zrzędą i nie mówiła, że jest na coś za stara. Naszymi wspólnymi rozmowami, żartami... To było coś wspaniałego. Tęsknię... W zasadzie za wszystkim, za nią całą - ostatnie zdanie wyszeptała i na moment ukryła twarz w dłoniach.
Spojrzałem na małą fotografię, która widniała na grobie. Pomimo wieku, kobieta nie wyglądała na starą. Była, można powiedzieć, bardzo młoda. Po dłuższej chwili wpatrywania sie w zdjęcie, stwierdziłem, że April ma po niej oczy. Wielkie, piwne tęczówki, które idealnie komponowały się z jej porcelanową cerą.
- Jesteś do niej podobna. - rzekłem cicho z nadzieją, że moje słowa do niej nie dotarły.
- I właśnie za to siebie nie lubię. - Spuściła głowę.
Jednak słyszała.
- Bez przesady. Pomyśl o pozytywach. - Potarłem ręka lekko jej plecy, chcąc w ten sposób podnieść na duchu.
- Jakich znów pozytywach?
- Jesteś równie piękna, co ona.
Uśmiechnąłem się pokrzepiająco, jednak ona widząc to i słysząc moje słowa, uciekła wzrokiem w bok, odwracając głowę.
- Bez przesady... - mruknęła dopiero po pewnym czasie. Do tego momentu milczałem.
- Ja tylko stwierdzam fakty - Wzruszyłem lekko ramionami.

~*~
 
Nie był natrętny. Sam nie doszukiwał się prawdy. Nie zadawał zbędnych pytań. Po prostu nie naciskał.
A ja byłam mu za to wdzięczna.
Obecność Zayna trochę poprawiła mi humor i mimo, iż na początku czułam się odrobinę dziwnie, postanowiłam kontynuować mamie moja opowieść. Mówiłam o wszystkim, co zdarzyło się od mojej ostatniej wizyty, aż do teraz - do początków mojej znajomości z One Direction. Malik przez większa część czasu milczał, wpatrując się w we mnie... Z zainteresowaniem?
Nie byłam pewna.
Ale jego spojrzenie spoczywało na mnie cały czas.
 
- Opowiesz mi? - Usłyszałam ponownie jego glos po dłuższej przerwie. - Oczywiście, jeśli nie chcesz, nie zamierzam Cię zmuszać...
Domyślałam się o co mu chodzi, jednak chciałam się upewnić.
- Masz na myśli to, jak zginęła? - Spojrzałam na niego i dostrzegłam skinięcie głową. Westchnęłam cicho.
- Nie musisz, naprawdę. Po prostu mnie to zastanawia...
- Nie, jest w porządku - zapewniłam. - Powiem ci... Ale innym razem. Nie chcę w tej chwili do tego wracać. - Zadarłam głowę lekko do góry i wbiłam wzrok z szarzejące coraz bardziej z każdą chwilą niebo .
- Nie ma sprawy. Ja zaczekam. - Kątem oka dostrzegłam, że poszedł w moje ślady.
- Dzięki - szepnęłam.
Zaraz... Jak to szare niebo?!
Zmarszczyłam brwi i nerwowo rozejrzałam się na boki, wstając z miejsca.
- Zayn... Która jest godzina?
Czarnowłosy sięgnął do kieszeni, z której wydobył telefon.
- Pięć po wpół do dziewiątej, a co?
Wypuściłam ze świstem powietrze.
Świetnie.
Spojrzał na mnie pytającym wzrokiem.
- Wejścia zamykane są o dziewiętnastej trzydzieści - wyjaśniłam. - Utknęliśmy tu.
 
 
- To była jedna z moich ulubionych bluzek - mruknęłam zła, patrząc na częściowo rozerwaną koszulkę. - Głupi, ostry plot!
Usłyszałam jego cichy śmiech.
- Mogliśmy tam zostać - przypomniał mi.
- Nie, nie mogliśmy - burknęłam. - Nie wiem jak tobie, ale mi niezbyt spodobała się perspektywa spania pośród nieboszczyków.
- No, widzisz. - Wzruszył ramionami. -  Musieliśmy stamtąd wyjść, a jedyna droga prowadziła przez ogrodzenie.
- Już mniejsza o to. - Machnęłam ręką. - Wiesz, ten nocny spacer po Londynie to był dobry pomysł. Dzięki.
- Cóż, zdarza mi się takie mieć - zaśmiał się, wypinając dumnie pierś. - Ale chyba czas wracać, nie sądzisz?
- Tak. - Jak na zawołanie ziewnęłam, następnie szybko zasłaniając usta ręką. - Chyba już czas.
Droga do domu dłużyła się niemiłosiernie, a ból nóg, czy dokładniej stóp, wcale mi nie pomagał. Niestety, ubierając buty na wysokich obcasach, nie przewidziałam, że czeka mnie aż tak długi marsz. Choć w sumie było warto i cieszyłam się z czasu spędzonego w towarzystwie szatyna.
Kiedy znaleźliśmy się przed drzwiami wejściowymi, chłopak pociągnął mnie do tylu za brzeg kurtki. Zaraz potem poczułam jego oddech na karku, a następnie policzku, i usłyszałam:
- Tylko cicho. Nie chcemy, by ktoś się obudził i nas usłyszał.
Skinęłam głową na znak, że zrozumiałam, i przesunęłam się, robiąc mu miejsce. Pokazałam gestem ręki, by szedł pierwszy. Przekręcił wiec klucz w zamku, położył dłoń na klamce, lekko ją naciskając, a gdy drzwi ustąpiły, wszedł do środka. Panowały tam ciemności, do których moje oczy przyzwyczaiły się dopiero po chwili. Cicho zamknęłam je za nami i szybko zdjęłam buty, które następnie ustawiłam pod ścianą. Zauważyłam, że chłopak już to zrobił, więc także się nie ociągałam. Pospiesznie wstając, postąpiłam jednocześnie krok w przód, przy okazji potykając się o niedbale rzuconą parę dużych adidasów, w wyniku czego poleciałam do przodu, centralnie na niego. Razem wylądowaliśmy na parkiecie, z ta małą różnicą, że ja praktycznie leżałam na nim.
Zamarliśmy w bezruchu, wpatrując się w siebie, czy dokładniej w swoje błyszczące w ciemnościach tęczówki, z zapartym tchem. Moje ciało zalała fala ciepła, przez którą zrobiło mi się wręcz gorąco, lecz bałam się wykonać najmniejszy ruch. Nie drgnęliśmy nawet o milimetr, trwając w tych samych pozycjach i nasłuchując, czy kogoś czasem nie obudziliśmy hałasem, którego narobiliśmy, przewracając się na ziemie.
- Oddychaj - szepnął mi praktycznie w usta, poruszając się jako pierwszy. Wtedy dopiero zorientowałam się, że wstrzymuje oddech.
Najciszej jak mogłam nabrałam powietrza w płuca, jednocześnie odczuwając ulgę, gdyż zaczęło mi go brakować. Przymknęłam powieki, wsłuchując się w otaczająca nas ciszę, przerywaną jedynie moimi głośnymi oraz jego, muskającymi delikatnie moja twarz, oddechami.
- Wybacz... - Nie byłam pewna, za co przepraszam. Chyba za swoja niezdarność.
Bliskość szatyna zaczynała mnie coraz bardziej onieśmielać, więc poruszyłam się nieznacznie. Nie zdążyłam się jednak cofnąć, gdyż mnie zatrzymał. I to w jakże... Zaskakujący sposób.
Znieruchomiałam, zszokowana tym, co zrobił, otwierając gwałtownie oczy. Tuż przed sobą zobaczyłam jego twarz, a chwile po tym poczułam, jak się uśmiecha. Nieświadomie rozchyliłam lekko spierzchnięte usta, co uznał za pozwolenie, gdyż podpierając się na jednej ręce, drugą objął mnie za szyję i pogłębił rozpoczęty wcześniej pocałunek.
W jednej chwili w moim brzuchu pojawiło się stado motyli, wywołując fale różnorakich doznań. Z trudem łapałam oddech, zaczęło mi szumieć w uszach, a świat zawirował, więc szybko z powrotem przymknęłam powieki. Naparł na mnie mocniej, jednak nie był nachalny w swoich czynach, robiąc wszystko powoli i z subtelnością, nigdzie się nie spiesząc. Niepewnie oddalam pocałunek, a zaraz po tym zadrżałam pod wpływem jego dotyku na szyi i policzku.
Nasza chwila czułości nie trwała jednak za długo.
Usłyszawszy szmery dochodzące zza drzwi po lewej, odepchnęłam od siebie chłopaka, który zdziwiony opadł na parkiet. Stanęłam na równe nogi i nie patrząc już na niego, bez zastanowienia ruszyłam w głąb domu.
Biegłam na oślep i naprawdę nie wiem, jakim cudem trafiłam do swojej sypialni. Znalazłszy się w środku, zatrzasnęłam za sobą drzwi i osunęłam się po nich. Cały czas paliły mnie policzki i byłam pewna, że gdybym spojrzała w lustro, na twarzy dostrzegłabym wielkie rumieńce. Nie byłam jednak w stanie się podnieść. Uniosłam do twarzy drżącą dłoń i przesunęłam palcami po wargach. Wciąż czułam na nich smak i dotyk ust chłopaka, które tak idealnie komponowały się z moimi.

~*~

Drzwi po mojej prawej otworzyły się i stanął w nich zaspany Irlandczyk. Mnie zaś oślepił snop jasnego światła wydobywającego się z pomieszczenia. Blondyn spojrzał na mnie zdziwiony, przecierając oczy. Cóż, raczej niecodziennie widzi się przyjaciela leżącego plackiem na korytarzu i to jeszcze w środku nocy.
- Co ty wyprawiasz? - zapytał, następnie ziewając.
Graj. Musisz grać.
- Testuje, jaką mamy twardą podłogę... - mruknąłem z jak najbardziej wyczuwalnym sarkazmem. - Na przyszłość ustaw jakoś swoje buty, a nie rzucaj jak popadnie, okay?
- Taaak, pewnie... - Ziewnął przeciągle, drapiąc się po plecach.
- Ale wiesz... Dzięki - dodałem po paru sekundach.
- Co? Za co? - zapytał zdziwiony, spoglądając na mnie półprzytomnie.
Nie kontaktował do końca, teraz to widziałem.
- Za to, że jesteś, jaki jesteś - wyjaśniłem. - I że w ogóle jesteś.
Zmarszczył brwi, a następnie wzruszył ramionami.
- Dobra, idź może coś zjedz, a potem wracaj spać. - Machnąłem na niego ręką i przewróciłem oczami.
- A ty byś wstał tej podłogi - rzucił jeszcze, znikając za drzwiami, wedle mojej rady kierując się zapewne do kuchni. Później do moich uszu dotarł jeszcze dźwięk szurania stopami po podłodze.
Pozostałem sam ze swoimi myślami w całkowitej ciemności, która na nowo ogarnęła korytarz.

***

Jesteście mega kochani i motywujecie mnie jak nie wiem! Bardzo, bardzo, bardzo dziękuję wszystkim, którzy komentują! Widzę, ile osób tak naprawdę mnie docenia :) 
I zaczęłam podchodzić z dystansem do tej mojej sondy, gdyż szczerze mówiąc nie sądzę, by moje wypociny czytało ponad 130 osób hahaha. Musiałabym zobaczyć chyba zbliżoną do tego numeru liczbę komentarzy, żeby uwierzyć :)

PS Przepraszam, jeśli mimo wszystko natrafiliście na jakiekolwiek błędy! Nie miałam czasu przeczytać ponownie rozdziału.

poniedziałek, 25 czerwca 2012

Eighteen

Hey, hi, hello! ;D
Postanowiłam pojawić się tu już dziś razem z nowym rozdziałem & wyglądem bloga, który możecie podziwiać w zasadzie od wczorajszego wieczora. Co sądzicie? :)
Oczywiście w związku z tym, że rozdział zamieszczam dziś, nie będzie go w piątek, to chyba logiczne, nie? Pozostaje jeszcze pytanie, czemu dziś... W sumie to sama nie wiem. Ale pewnie nakłoniły mnie do tego pewne zmiany, co prawda nie do końca planowane, które zostałam zmuszona wprowadzić w kolejnych rozdziałach. Mam nadzieję, że Was nie zawiodę i będziecie nimi zadowoleni ;)
W porównaniu (zapewne) do większości z Was, ja nie mam jeszcze wakacji... A chciałabym ;d Mimo to, staram się jak najwięcej pracować nad notkami, choć ostatnio poświeciłam się trochę pracy na konkurs (chodzi o 1DFF oczywiście). Przy okazji chciałam podziękować za pomoc przy nim tradycyjnie @Dee_Directioner, @JBluvsBabycakes & @xAniua (jej także za duchowe wsparcie przy całej katordze z ustawianiem szablonu na blogu!). 
Jak zawsze mogę na Was liczyć <3

***


Idąc korytarzem, napotkałem wychodzącą z łazienki Zayna, April. Dziewczyna przystanęła zdziwiona w miejscu, podobnie jak ja.
- Co tu robisz? - zapytałem, marszcząc brwi.
- Eleanor zajęła łazienkę na górze, więc Zayn pozwolił mi skorzystać ze swojej – wyjaśniła.
- Co Zayn Ci pozwolił?
On zawsze musiał mieć osobą łazienkę. I rzadko się zdarzało, żeby kogokolwiek do niej wpuszczał.
Widocznie nieźle go trafiło.
– Swoją drogą, gdzie on jest? – odezwała się po chwili ciszy, jaka zapanowała między nami.
- Źle się poczuł i kazałem mu się położyć – powiedziałem, łapiąc ją lekko za nadgarstek. - Chodźmy stąd, nie przeszkadzajmy mu. – Nie czekając na odpowiedź, zaprowadziłem ją na dół, a następnie do części mieszkalnej Larrego. Chłopaków jednak nigdzie nie było widać, wiec wzruszając lekko ramionami, od razu skierowałem się do kuchni, gdzie dopiero zorientowałem się, że wciąż kurczowo trzymam rękę dziewczyny.
- Wybacz - mruknąłem, uwalniając ja z uścisku. Skinęła tylko lekko głowa.  - Masz ochotę na coś ciepłego?
- Chętnie, a co proponujesz? - Zajęła miejsce na jednym z krzeseł przy stole.
- Kawa, herbata, kakao... Na co tylko masz ochotę. - Uśmiechnąłem się w jej kierunku, otwierając jedna z szafek na górze. Musiałem jakoś się zrewanżować za moje wcześniejsze, idiotyczne zachowanie. Było mi z tego powodu głupio, bo w sumie… Nic do niej nie miałem.
- Poproszę kakao!
- Czyli kakao razy dwa... - mruknąłem do siebie pod nosem, sięgając po opakowanie z ciemnym proszkiem i kładąc je na blacie. Otwierając inne drzwiczki, zrobiłem to samo z dwoma dużymi, kolorowymi kubkami.

~*~

Uważnie obserwowałam Payne'a przygotowującego dla nas napoje. Na nowo głowę zaczęła zaprzątać mi sprawa jego kontaktów z Malikiem. Nie pytałam jednak żadnego z nich o to wcześniej, gdyż nie chciałam się więcej wtrącać. Musieli to załatwić między sobą.
Ponownie spojrzałam na chłopaka, który był na etapie sypania kakao, czy raczej nakładania go... widelcem.
- Och, poważnie? - Zrobiłam wielkie oczy. - Nie przypuszczałam, że dane mi będzie zobaczyć coś takiego na żywo - zaśmiałam się.
Lekko zmieszany podrapał się w tył głowy.
- Daj, ja to zrobię- zaoferowałam, szybko wstając i otwierając ostatnią z szuflad, znajdującą się w szafce na drugim końcu pomieszczenia. Chwyciłam jedną z leżących w niej łyżek i zabierając kakao Liamowi, odmierzyłam odpowiednią ilość do każdego z kubków.
- Skąd wiedziałaś, gdzie są... łyżki? - zapytał zdziwiony, a ja obróciłam głowę w jego stronę.
- Eleanor mi pokazała - wyjaśniłam krótko, mieszając płyn z proszkiem. - Powiedz mi, Liam... – zaczęłam po chwili, podając mu jedno z naczyń, a on podziękował mi skinieniem głowy. - Między tobą a Zaynem… Wszystko już w porządku?
Cisza jaka zapanowała na kilka straszliwie długich dla mnie sekund, była denerwująca. Obawiałam się, że nie dostanę zadowalającej odpowiedzi.
- Tak, myślę, że tak.
Odetchnęłam z ulga.
- To bardzo się cieszę!
Przytuliłam go. W zasadzie sama nie wiedziałam, czemu.


Zaczynało nam się jakoś układać - chyba spokojnie mogłam to przyznać, jeśli o mnie i Payne'a chodziło. Picie kakao stało się naszym codziennym i to nawet kilkorazowym, rytuałem. Z Zaynem za to prawie się do siebie nie odzywaliśmy od tego… dość krępującego incydentu. Nasz kontakt ograniczał się w większości wysyłanych od czasu do czasu przez jedno lub drugie ukradkowych spojrzeń.
Tak było i tym razem.
Siedzieliśmy przy stole, pijąc już drugie tego dnia kakao. Stojące na jednej z szafek radio, umilało nam czas wydawanymi z siebie dźwiękami. Od soboty prawie nieustannie padało i w zasadzie nikomu nie chciało się wystawiać nosa za drzwi i wyjść na dwór, czy jak w przypadku Zayna - za próg sypialni, choć jego problemem niekoniecznie była niesprzyjająca, choćby jego włosom, pogoda. Kiedy już się pojawiał, najczęściej brał to, czego akurat potrzebował lub nawet na zapas, a potem ponownie na jakiś czas znikał, ewentualnie zamieniając po drodze parę słow z którymś z chłopaków.
Payne zaglądał do niego najczęściej, jak się dało. Mimo, iż mieszkałam naprzeciw niego, gdyż właśnie w jego części znalazł się dla mnie wolny kąt, sama nie zrobiłam tego ani razu. Widocznie nie miałam wystarczająco odwagi na coś takiego. Prawdopodobnie jeszcze bardziej zniechęcała mnie świadomość, iż Malik nie był jakoś specjalnie chętny do rozmowy, wiec Daddy Direction opuszczał go po bardzo krótkim czasie.
Westchnęłam przeciągle, podpierając głowę na ręce i zerkając w prawo. To, co ujrzałam, nie zdziwiło mnie już ani trochę. Ba, wręcz przeciwnie - od jakiegoś czasu stało się moja codziennością!
- Czy ktoś mi w końcu, do cholery, wyjaśni, jakim cudem pije kakao z Liamem Payne'em w kuchni, w której na co dzień urzęduje Harry Styles, podczas gdy Niall Horan opróżnia mu po raz kolejny lodówkę, wspomniany już wyżej gospodarz obecnie urzęduje na kanapie z Louisem Tomlinsonem, a Zayn Malik, którego nam tu brak, siedzi naburmuszony w swoim pokoju?
- Masz szczęście. - Zrozumienie tego, co powiedział blondyn, przyszło mi z trudem. Ale zrozumiałam.
- Jeśli tak chcesz to ująć - mruknęłam, wbijając wzrok w brązowy płyn do polowy wypełniający mój czerwony kubek. Upiłam jeszcze łyk.
Głos spikera radiowego rozległ się nagle w całym pomieszczeniu, przerywając panującą ciszę, zakłócaną do tej pory jedynie od czasu do czasu mlaskaniem blondyna.
- Już w najbliższy poniedziałek, dziewiątego lipca, w naszym studio będziemy gościć wasz ulubiony boysband One Direction! – Usłyszałam. Wzięłam kolejny łyk napoju, analizując to, co zostało powiedziane. - Zapytamy, między innymi, jak to jest u nich z poszukiwaniem miłości i w jaki sposób przygotowują się do kolejnej trasy koncertowej, która startuje już we wrześniu…
Nie słuchałam dłużej, nie miałam, po co. I tak praktycznie cały czas skupiałam się na pierwszym wypowiedzianym przez mężczyznę zdaniu.
Najbliższy poniedziałek. Dziewiąty lipca.
- Którego dziś mamy? – zapytałam, nerwowo rozglądając się po pomieszczeniu w poszukiwaniu kalendarza. Żadnego jednak nie dostrzegłam.
- Piątek, szóstego lipca – odpowiedział Payne, zajadając się kawałkiem ciasta marchewkowego, które Harry upiekł wczoraj z Louisem. Swoja droga, świetnie im wyszło. – A co?
Szósty lipca…
- A nic, nic. Czas z wami tak mi leci, że straciłam rachubę i tyle – wyjaśniłam szybko, mówiąc pierwsza rzecz, jaka przyszła mi na myśl.
W sumie nie było to kłamstwo. Naprawdę nie zdawałam sobie sprawy, ile czasu minęło od mojego przyjazdu, ile już tu byłam. Jak się okazało – calutki tydzień. Zupełnie nieświadomie…
Szósty lipca. CHOLERA.

~*~

Wilgotność przepełniająca powietrze zdecydowanie nie sprzyjała idealnie ułożonej fryzurze. W szczególności mojej. Musiałem jednak wyjść, więc zerknąłem w lustro, po raz ostatni poprawiając włosy.
I tak zaraz cały wysiłek pójdzie na marne...
Zdecydowanie nie podobała mi się ta myśl. Zdecydowanie nie. Zaciskając jednak zęby, zarzuciłem na siebie skórzaną kurtkę i wyszedłem na korytarz. Cicho stąpając, udałem się w kierunku wyjścia, przedostając się do niego prawie bezszelestnie. Wszyscy byli zbyt zajęci sobą, by zauważyć, że opuszczam dom, więc w sumie nie musiałem się skradać. Ostrożności jednak nigdy za wiele. Uprzednio lekko się krzywiąc, wyszedłem na dwór.
Czułem, jak nałóg wzywa mnie coraz głośniej.

~*~

Przed oczami mignął mi tylko fragment czarnej kurtki. Przystanęłam na moment, jednak zaraz się otrząsając, ruszyłam w odpowiednim kierunku. Odniosłam wrażenie, że kompletne rozpogodzenie, które nastąpiło, było dla mnie jakimś znakiem. Bez ociągania się zgarnęłam z sypialni kilka potrzebnych rzeczy, które następnie wylądowały w małej torebce, a ja założyłam na siebie cienki płaszczyk.
Przechodząc obok pokoju Malika, przystanęłam na moment. Nie wiem, czemu akurat teraz mi się na to zebrało, jednak zapukałam. Nie otrzymawszy żadnej odpowiedzi, powtórzyłam czynność jeszcze dwa razy, a przy kolejnym zwyczajnie pociągnęłam za klamkę. Drzwi ustąpiły bez problemu, a ja niepewnie zajrzałam do środka. Omiotłam wzrokiem całe pomieszczenie, jednak...
Nie znalazłam w nim chłopaka, którego, gdzieś w głębi, miałam cichą nadzieję zobaczyć.
To on wyszedł.

Londyńskie ulice na nowo zaczęły tętnic życiem. Wszyscy znów gdzieś się śpieszyli; na ulicach roiło się od aut, a na chodnikach od przechodniów. Nie miałam zbytnio ochoty wciskać się do i tak już zatłoczonego autobusu, więc pomimo braku czasu, zdecydowałam się pokonać choćby część dystansu na nogach. Dwie przecznice dalej bez wahania zeszłam jednak do stacji metra, którym parę minut później mknęłam już podziemnymi tunelami.
Wysiadłam, uważając na szczelinę między drzwiami kolejki a krawędzią peronu, a następnie pomknęłam w kierunku wyjścia. Zwolniłam odrobinę, będąc już na powierzchni. Rozejrzałam się szybko po znajomej okolicy, usiłując odtworzyć sobie w głowie obraz tego miejsca z czasu mojej ostatniej krótkiej wizyty. Nic się tu nie zmieniło przez tych kilka miesięcy. Mając świadomość, że czas mnie nagli, przecięłam ulicę i weszłam do jednego z małych lokali, a konkretniej do kwiaciarni. Pracująca tam kobieta spokojnie mnie kojarzyła, gdyż zdarzało mi się przychodzić tu, co dwa, trzy dni w ciągu połowy czy nawet całego miesiąca - zależało, jak długo miał trwać mój pobyt. Później znikałam na kolejne kilka tygodni, by następnie wpaść znów na chwile, kolejno ponownie, wyjechać...
I tak w kółko.
Liczyłam, że znajdę w sklepiku to, czego chciałam i tak też się stało. Już z progu ujrzałam Jej ulubione kwiaty, wstawione do jednego z dużych wazonów.
- Dzień dobry - odezwałam się cicho, zamykając za sobą drzwi. Stojąca za ladą kobieta nie była ani trochę zdziwiona moim widokiem. Uśmiechnęłam się pogodnie.
- Witaj, kochanie. Tak czułam, że wkrótce się zjawisz - przyznała szczerze, a na moją twarz wkradł się cień uśmiechu. – To, co zawsze? - zapytała.
Było to tylko pytanie formalne. Ona dobrze wiedziała, czego potrzebuję.
Przytaknęłam ruchem głowy, a ona zabrała się do pracy.
- To dziś, prawda?
- Tak - odparłam krótko, rozglądając się po wnętrzu.
- To pewnie, dlatego dziś wydają się znacznie piękniejsze i świeższe niż zwykle - odezwała się po chwili ciszy.
Musiałam przyznać, że trochę się tu zmieniło. Cały lokal przeszedł widocznie gruntowny remont, bo ściany były pokryte, widocznie niedawno nałożona, delikatna, cytrynowożółta farba, dzięki czemu zdawały się promieniować przyjemnym ciepłem.
- Proszę. – Zanim się zorientowałam, kobieta podawała mi spory bukiet złożony z białych kwiatów.
- Och. – Tylko na tyle było mnie stać. – On jest… Troszkę za duży. – Zerknęłam przelotnie na cenę kwiatów. – Nie mam chyba nawet ze sobą tyle pieniędzy, żeby za niego zapłacić…
- To prezent, płacisz tyle, co zwykle – oznajmiła, a ja nie kryłam zdziwienia. – Pozdrów ją ode mnie, dobrze?
- Pozdrowię. Dziękuję bardzo! - Uśmiechnęłam się.
To strasznie miłe.
Podałam jej odpowiednią sumę, a następnie machając jeszcze lekko na pożegnanie, wyszłam z powrotem na chodnik. Skręciłam w lewo, obierając z powrotem ten sam kierunek. Czekało mnie jeszcze kilka minut marszu.

Szara, kamienna płyta, nie różniła się szczególnie od pozostałych, znajdujących się wokół. Przeczytałam po raz kolejny wyryty na niej napis i przykucnęłam obok, przejeżdżając ręką po jej powierzchni. Delikatnie ułożyłam na niej bukiet, który jak dotąd przyciskałam do siebie.
- Cześć, mamo – szepnęłam, a później zerknęłam na zegarek. – Chyba jestem na czas, co?

***

Bardzo jestem ciekawa, co o tym sądzicie ;D Czekam więc na opinie!
Po raz kolejny wracając do sprawy do komentarzy... Jestem strasznie wdzięczną każdej osobie, która komentuje. Doszłam do wniosku, że będę cieszyć się taką ich liczbą komentów, jaka jest, bo i tak 'nie uda mi się wam przemówić do rozumu'. Nie zamierzam nikogo błagać o poświęcenie nawet nie pięciu minut i napisanie czegoś.
Jeśli o sondę chodzi, JESTEM W SZOKU! Przy dodawaniu 17 było w niej 76 głosów, a teraz? AŻ 102! Jak wspomniałam, szkoda tylko, że niewiele opinii... Ale mniejsza. Gdybym zobaczyła jakąś wielką liczbę komentarzy, pewnie bym zeszła na zawał.
Wkrótcę zaskoczę Was kolejnym rozdziałem. 
Czekajcie cierpliwie! <3 


PS Za wszelkie ewentualne błędy przepraszam!