'To jest o tym, co może przytrafić się tak naprawdę każdemu z nas.'

niedziela, 22 stycznia 2012

Five

Po drodze dużo rozmawialiśmy. Nasza konwersacja był taka zwyczajna… Jakbyśmy znali się od lat i w końcu ponownie spotkali, jako paczka dobrych przyjaciół. Zayn zerkał na mnie od czasu do czasu, a ja nie byłam mu dłużna i przez praktycznie całą podróż wymienialiśmy się spojrzeniami. Wydawało mi się to trochę dziwne, jak dobrze i swobodnie czułam się w ich towarzystwie, ale oczywiście mi to w żaden sposób nie przeszkadzało. Wręcz przeciwnie – bardzo ułatwiało sprawę. Myślałam, że gdy ich spotkam, będę miała problem z wysłowieniem się, bo moja nieśmiałość weźmie górę, na szczęście tak się nie stało.
I Bogu dzięki!
Czasem trudno było mi och zrozumieć, szczególnie Nialla przez jego irlandzki akcent, ale poza tym dawałam radę.
Ku radości wszystkich i to nieskrywanej, okazało się, że mieszkamy w tym samym hotelu, co oznaczało więcej wspólnie spędzonego czasu. Podjeżdżając pod budynek, chłopcy odetchnęli z ulgą, a ja spojrzałam na nich pytającym wzrokiem.
- Zero paparazzi – wyjaśnili chórem, następnie wybuchając śmiechem.
Przepuścili mnie, jako pierwszą, za co podziękowałam im uśmiechem, a później zaklinowaliśmy się w odrzwiach obrotowych, co ściśnięci jak szprotki w puszce skomentowaliśmy śmiechem. Chwilę zajęło nam wydostanie się z ‘pułapki’, a kiedy byliśmy już wolni, podeszłam do recepcji wziąć klucz do swojego pokoju. Oni postąpili tak samo.
- Apartament, jak mniemam? – zapytałam, kiedy znaleźliśmy się już w windzie. Wcisnęłam guzik z odpowiednim numerem piętra, na co spojrzeli po sobie, a potem tak jakoś groźnie na mnie. Lekko zdezorientowana zaczęłam rozglądać się na boki.
- No co? Co się stało?
- Chyba nie myślisz, że damy ci iść do pokoju? – odezwał się poważnym tonem Louis. - Idziesz do nas!
Zaskoczenie spotkało mnie już po raz kolejny tego wieczoru. Już dawno zapomniałam o moim zmęczeniu, nie obchodziło mnie nawet, która jest godzina.
- A mogę się tylko przebrać w coś innego? – Uśmiechnęłam się w odpowiedzi.
- Pewnie – odparł Zayn, który do tej pory jakoś niezbyt dużo się odzywał. Winda zatrzymała się, a drzwi się otwarły. Wyszłam na korytarz. – Czekamy w 222 na ostatnim piętrze! – krzyknął jeszcze za mną, a ja biegiem ruszyłam do pokoju.

Stałam pod pokojem o numerze 222 już dłuższą chwilę. Po raz kolejny zlustrowałam szybko swój strój, a konkretniej fioletowe ‘śpiochy dla dorosłych’, w których zwykli chodzić chłopcy i moje ukochane papucie, założone na nogi. Zaczęłam rozważać powrót do pokoju i zmianę ich na coś innego, jednak zaraz z tego zrezygnowałam. Było luźno i dość naturalnie, po prostu normalnie. Byłam sobą.
Zza drzwi dobiegały wesołe śmiechy, krzyki i rozmowy. Chłopcy widocznie niezbyt przejmowali się faktem, iż praktycznie cały hotel smacznie sobie śpi lub przynajmniej chciałby. Przestępując z nogi na nogę, zapukałam i zaczęłam gapić się w sufit, czekając aż ktoś mi otworzy. Nie doczekałam się tego, więc powtórzyłam czynność. Zaczęłam w myślach odliczać sekundy, a kiedy doszłam do dwudziestu, brązowe drzwi się uchyliły i ujrzałam w nich Zayna, który wydał się trochę zaskoczony moim widokiem. Nie ma się, co dziwić, w końcu wyglądałam dość… zabawnie.
- Ach, to ty – Uśmiechnął się, przyglądając mi się.
- Tak. Wiem, wyglądam jak… - zaczęłam, ale mi przerwał.
- Wyglądasz ładnie.
Ten człowiek cholernie mnie onieśmielał. Spaliłam buraka i spojrzałam gdzieś w bok, a on zaśmiał się cicho.
- Mam nadzieję, że nie czekasz tu z byt długo? – spytał, otwierając drzwi na tyle, bym mogła wejść. - W środku jest dość głośno.
- Zdążyłam dwa razy zapukać, to chyba nie bardzo długo – wyjaśniłam, mijając go.
- Ale fajne! – pisnął uradowany, zakładając mi kaptur od mojego kombinezonu na głowę. Były na nim naszyte dwa kocie ucha. – Teraz wyglądasz jeszcze ładniej – skomentował, bo obejrzeniu mnie z przodu.
- Dzięki – mruknęłam cicho znów się rumieniąc.
- O, nasza fanka przyszła! – usłyszałam krzyk Harrego, a po chwili ujrzałam go przed sobą, gdyż odepchnął Zayna na bok, a on biedny się wywalił. – Co ty masz na sobie?!
- Ym… Kombinezon? – zapytałam, sama oglądając swój strój.
- Świetne! – pisnął jak małe dziecko, chwytając za moje kocie uszy i delikatnie je szarpiąc. – Też chcę taki! Lou, kupisz mi? – Obejrzał się i spojrzał błagalnym wzrokiem na Tomlinsona, który razem z Liamem wytrzeszczał na mnie oczy. Niall przestał nawet jeść kanapkę, którą trzymał w rękach i wpatrywał się we mnie z otwartymi ustami, z których wystawał mu kawałek sałaty. Wybuchłam śmiechem.
- Co wam? – zapytałam, nie pojmując ich reakcji. - Patrzycie na mnie jak na kosmitę.
- Raczej seksowną kosmitkę – poprawił mnie Harry, poruszając zabawnie brwiami. Zaśmiałam się jeszcze raz, uderzając go lekko w ramię i zrobiłam parę kroków w głąb pokoju. Rozejrzałam się po, jak się okazało, czymś w rodzaju salonu, w którym panował lekki nieporządek. W sumie, nie przeszkadzało mi to. Wiedziałam, że z nich bałaganiarze. A w zasadzie to wyglądało to jak…
- Czyżby bitwa na poduszki? – Wypowiadając powoli te słowa, spojrzałam po kolei na każdego z nich.
Jeden po drugim zaczęli się uśmiechać i spojrzeli po sobie. Wiedziałam, co to oznacza. Szybkim ruchem chwyciłam jedną z wielkich poduszek leżących na ziemi i chwilę potem osłaniałam się już przed ich ciosami, co któryś raz także je im zadając.
To było cudowne uczucie. Ta lekkość, swoboda, ale też adrenalina.
W tamtej chwili czułam się szczęśliwa.
***
Na początku chciałabym zadedykować ten rozdział @Julia_loves_1D ;] Następnie podziękować wszystkim, którzy pozostawili komentarze pod poprzednim rozdziałem. ZMIAŻDŻYLIŚCIE MNIE ICH ILOŚCIĄ! Specjalne podziękowania dla @CuteHoopy, która się do tego szczególnie przyczyniła <3
Słuchaliście Malikowej Audycji Radiowej?! Ja się cieszę, że ją przeżyłam, bo ciężko było... XD Piękny początek, przebieg i koniec. Ale 'Tell Me A Lie' to był cios, po którym do tej pory nie mogę się pozbierać... *_* Mam nadzieję, że teraz bez większych problemów napiszę rozdział szósty, a także kolejne! ;)
Co do tej notki, to średnio mi się podoba, nie wiem jak Wam... Liczę na opinie w komentarzach! :D
Kiedy NN? Nie mam pojęcia, bo mimo ferii, mam kilkanaście spraw na głowie i muszę zająć się nimi w pierwszej kolejności... Więc będziecie mieli NIESPODZIANKĘ :) 

czwartek, 19 stycznia 2012

Four

Minuta, dwie.
Dziesięć, piętnaście.
Pół godziny.
Czterdzieści pięć minut.
Godzina.
Półtorej godziny.
W tym czasie zdążyłam wypróbować już chyba wszystkie możliwe pozycje, w których dało się siedzieć na ławce. Nudziłam się okropnie i lekko zaczynała mnie przerażać panująca wokół cisza. Nie miałam, co ze sobą zrobić, a moja nadzieja powoli znikała.
Zapomniał o mnie… Z resztą, na co ja liczyłam?
Kiedy całkowicie wygasła, podniosłam się z siedzenia i ruszyłam w kierunku drzwi, zawieszając torbę na ramieniu. Z każdym kolejnym krokiem zauważałam, jak bardzo byłam zmęczona i nie marzyłam już o niczym innym niż pójściu spać. Od razu po wyjściu na zewnątrz, uderzył mnie zimny podmuch powietrza. Okropnie wiało, a ja miałam na sobie jedynie cienki żakiet, gdyż nie przypuszczałam, że tak się ochłodzi. Wcześniej było o wiele cieplej.
Przystanęłam na moment, obejmując się rękami. Nie wiedziałam, w którą stronę się udać, a przydałoby się złapać jakąś taksówkę i dotrzeć do hotelu. Przypominając sobie jednak, że spisałam numer z pojazdu, którym jechałam poprzednio, zaczęłam grzebać w torbie, w poszukiwaniu telefonu. W tym samym momencie usłyszałam krzyk.
- Hej, ty! – Ktoś mnie wołał.
Znieruchomiałam, a moje serce zabiło szybciej.
Niepewnie, obejrzałam się za siebie i wytrzeszczyłam oczy, widząc pięć postaci biegnących w moim kierunku, w tym jedną zdecydowanie przed nimi.
Niall.
Uśmiechnęłam się na widok chłopaka i nie ukryłam zaskoczenia, gdy nagle mocno mnie przytulił i zaczął przepraszać.
- Wybacz, że tak długo musiałaś czekać! Dobrze, że jednak zdążyliśmy. – Posłał mi przepraszający uśmiech, a zaraz potem obok nas znalazła się reszta zespołu. – I przepraszam, że tak na ‘ty’, ale nie zapytałem o twoje imię…
- Jestem April – przedstawiłam się szybko, zerkając po kolei na każdego z pozostałej czwórki. Oni także wypowiedzieli swoje imiona i zostałam przez wszystkich wyściskana oraz przeproszona za ich żółwie tempo.
- Zayn musiał idealnie ułożyć swoje włosy i postać prawie godzinę przed lustrem, a ja zjeść marchewki, rozumiesz, prawda? Bez marchewek nie da się żyć! – tłumaczył Louis, na co ja parsknęłam śmiechem. Zauważyłam jak Malik zerknął na mnie lekko zażenowany.
- Rozumiem, rozumiem. Marchewki ważna rzecz! I włosy też. – zaśmiałam się. - Nie ma sprawy, wybaczam.
Humor wrócił mi momentalnie. Stali tuż obok mnie – żywi, prawdziwi. A dodatkowo rozmawiałam z nimi.
To się dzieje naprawdę?
- Ale muszę przyznać, że pomyślałam, że zapomniałeś… zapomnieliście o mnie. – Te słowa jakby same wyszło z moich ust, nie wiedziałam, czemu je wypowiedziałam. Spojrzeli po sobie, a chwilę później z ust Louisa wydobył się wrzask.
- Grupowy uścisk! – Chłopak rzucił się na mnie, a za nim reszta. Zanim się dobrze zorientowałam, byłam ściskana przez całe One Direction.
Jakiś czas potem wszyscy jechaliśmy ich limuzyną. Nie wiedziałam w prawdzie, dokąd, ale było mi to w sumie obojętne. Zanim wsiedliśmy do pojazdu, rozbawiała mnie kłótnia chłopców, którzy sprzeczali się o to, kto ma siedzieć obok mnie. Uśmiechnęłam się, kręcąc głową i popatrzyłam na Liama, który jako jedyny nie brał w tym udziału. W końcu miał dziewczynę – Danielle. Co prawda Lou też był w związku, ale Louis to Louis.
- Wierz mi, to u nich normalne – zapewnił mnie Liam. – W takim tempie to my nigdy nigdzie nie pojedziemy. Wsiadaj, zapraszam – Otworzył mi drzwi i gestem ręki pokazała, żebym weszła. Skinęłam tylko głową wsiadając do środka i usadowiłam się gdzieś po środku długiej kanapy. Zaraz za mną wszedł Payne, który usiadł na jej końcu, a chwilę potem wpadła pozostała czwórka, przepychając się po drodze. Wyszło na to, że miejsca obok mnie zajęli Niall i Harry, którzy wielce zadowoleni zwycięsko uśmiechali się do Tomlinsona i Malika.
Horan i Styles objęli mnie ramionami, a ja tylko cicho się zaśmiałam.
Swoją drogą, dawno się tak dużo nie uśmiechałam i nie śmiałam jak dziś. Miło było w końcu poczuć się… lepiej.
- Harry, jak możesz mnie zdradzać! – Louis jęknął płaczliwie, jednocześnie udając oburzonego.
- Och, Lou, wiesz, że kocham tylko ciebie! – zapewnił go Harry, przytulając siedzącego obok niego chłopaka.
- Aww kocham wasz bromance – jęknęłam, łapiąc się za twarz, na co reszta wybuchła śmiechem.
- No co… - speszyłam się lekko.
- Już cię kocham, dziewczyno! – wykrzyknął po raz kolejny Tomlinson i padł na kolana, przytulając się do moich nóg.
- Aha – skomentowałam krótko, wytrzeszczając na niego oczy. Zaraz potem Hazza przykleił się do mnie z boku, a pod wpływem jego ciężaru, wyładowałam na kolanach blondyna i częściowo Zayna, a Daddy Direcion spadł na podłogę.
- Harry, miażdżysz nam koleżankę! – skarcił Loczka ich ‘tatuś’. – Puśćcie ją oboje.
Chwilę potem mogłam z powrotem normalnie usiąść, choć w sumie całkiem wygodnie się leżało na chłopakach. Nie powiem, że nie.
- Co ty z nimi masz… - zwróciłam się do Liama, kręcąc głową.
- Wierz mi, stać ich na o wiele więcej – zaśmiał się, a ja razem z nim.
Wiedziałam, jaką są bandą wariatów, ale przekonać się o tym na żywo, to coś zupełnie innego.
***
Na początku chciałabym powiedzieć, że ten rozdział jest dedykowany dwóm dziewczynom z Twittera: @BieberDialogues & @CuteHoopy z najlepszymi życzeniami z okazji ich wczorajszych urodzin! <3
Jak się przekonaliście, April spotkała jednak chłopców :D Co będzie dalej? Zobaczycie ;> Rozdział piąty jest już gotowy i prawdopodobnie ujrzy światło dzienne w sobotę, ewentualnie niedzielę ;) Obecnie pracuję nad szóstym i trochę opornie mi idzie, ale dam radę! Dla takich wspaniałych czytelników, od których otrzymuję tak wiele miłych słów i opinii, naprawdę warto! Przez to, co piszecie mi w komentarzach i na Twitterze siedzę i zacieszam ryj przed monitorem jak głupia. Albo co chwilę słychać w całym domu głośne 'AWWW!'.
Nie przeciągam, nie jestem nawet pewna ile z Was czyta w ogóle te moje 'dopiski'.
Do następnego! <3

wtorek, 17 stycznia 2012

Three

Zdyszana dobiegłam pod wejście, gdzie zostałam wpuszczona do środka hali, w której miał odbyć się koncert. Uprzednio pytając o drogę, skierowałam się do pomieszczenia, w którym odbywało się spotkanie z chłopcami. Ucieszyłam się, widząc wychodzące stamtąd trzy uśmiechnięte dziewczyny, po których minach widziałam, że nie bardzo ogarniały to, co właśnie przeżyły. Poprawiłam włosy i już miałam wchodzić do środka, jednak zatrzymało mnie dwóch ochroniarzy, którzy nagle wyrośli przede mną jak spod ziemi.
- Nie możesz tam wejść – powiedział jeden z nich, groźnie na mnie patrząc.
- Ale ja mam bilet… - odparłam, pokazując mu moją wejściówkę, którą kurczowo ściskałam w dłoni.
- Spóźniłaś się. Chłopcy nie mają czasu, muszą przygotować się do koncertu, a ty musisz stąd wyjść. – Nie zważając na moje słowa razem ze swoim towarzyszem chwycili mnie i zaczęli prowadzić w kierunku, z którego przyszłam. Przez chwilę zupełnie nie mieściło mi się w głowie, co się dzieje i oniemiała, dawałam się ciągnąć w kierunku wyjścia, jednak chwilę potem, odzyskałam świadomość.
- Nie! – Zaczęłam się szarpać. – To nie fair, zapłaciłam za bilet! Chcę zobaczyć chłopców!
- Zobaczysz ich jak będą na scenie – odburknął ten drugi, który do tej pory milczał. Ja za to wydałam z siebie jakiś dziwny okrzyk i kopnęłam go w nogę, co sprawiło, że uwolniłam jedną, a następnie także drugą rękę.
Zaraz potem ich usłyszałam. Widocznie wychodzili z pokoju, rozmawiając i śmiejąc się. Obróciłam się, jednak dostrzegłam już tylko ich plecy. Nie widzieli mnie...
Mogli za to usłyszeć.
To jedyna nadzieja.
- Niall! – wydarłam się jak wariatka, wciąż patrząc w ich stronę i zaczynając biec. Ochroniarze złapali mnie jednak ponownie, ale nie zamierzałam się poddawać. – Niall!
Obejrzał się i widocznie był zaskoczony tym, co ujrzał. Rzuciłam mu błagalne spojrzenie, które widocznie właściwie odebrał, bo ruszył w naszą stronę. Moja nadzieja na nowo się rozpaliła. Odetchnęłam w duchu, gdy znalazł się obok i kazał ochroniarzom mnie puścić.
- Dziękuję – szepnęłam, patrząc na niego i masując obolałe od uścisku nadgarstki.
- Nie ma sprawy. Spotkaliśmy się wczoraj, prawda? – zapytał, lustrując mnie wzrokiem. Skinęłam tylko głową i uśmiechnęłam się. Zmarszczył brwi, widząc moją wejściówkę leżącą na ziemi. Nawet nie zauważyłam, kiedy mi wypadła. – Nie byłaś na spotkaniu… - spojrzał na mnie smutnym wzrokiem.
- Przyszłam za późno i oni – Wskazałam na goryli. – tak po prostu chcieli mnie stąd wywalić. A ja nie po to jechałam to osiem godzin pociągiem, żeby was teraz nie zobaczyć – Posłałam mu przepraszający uśmiech.
- Niestety, musimy iść się przygotować… - Te słowa mnie wręcz uderzyły, więc mimowolnie skrzywiłam się. Popatrzyłam na niego, a następnie cofnęłam się.
- Nieważne, taki mój los. Miło było. – Wzdychając, zrezygnowana ruszyłam ku wyjściu.
Jednak nie wyszło… Jak zwykle.
- Przyjdź pod to wejście po koncercie! – usłyszałam za sobą krzyk chłopaka, a kiedy się obróciłam, biegł już w kierunku, w którym udali się pozostali czterej członkowie zespołu. Napotkałam znów ten groźny wzrok ochroniarzy, więc tym razem grzecznie i samodzielnie udałam się tam, gdzie powinnam.

Zaczęło się.
Cała piątka pojawiła się na scenie, robiąc ‘wejście smoka’. Wyglądali świetnie, każdy ich ruch i wydany dźwięk był idealny, po prostu perfekcja.
A ja nie zareagowałam.
Po prostu siedziałam nieruchomo w miejscu, wlepiając wzrok z scenę, podczas gdy otaczające mnie dziewczyny szalały jak wariatki drąc się, skacząc i machając rękami.
Dobrze, że wzięłam stopery.
Nuciłam pod nosem piosenki, trochę zawiedziona całym spotkaniem i cholernie zła na samą siebie, karciłam się w myślach.
Następnym razem przyjdę z samego rana i będę siedzieć pod halą cały dzień!
Podczas ‘More Than This’, zwyczajnie się rozkleiłam. Było tak za każdym razem, gdy słyszałam tą piosenkę, więc zaczęłam szlochać. Gdzieś pomiędzy łzami dostrzegłam rękę z paczką chusteczek, która należała do dziewczyny zajmującej miejsce po mojej lewej stronie. Wzięłam je, posyłając lekki uśmiech, który nie byłam pewna, czy dostrzegła, i zaczęłam delikatnie ocierać łzy. Kiedy w miarę się uspokoiłam, piosenka dobiegła końca, a ja z powrotem wbiłam wzrok z scenę.

Skończyło się.
Nie śpiesząc się zbytnio, skierowałam się ku wyjściu, gdy największy i najdzikszy tłum upuścił sektor, w którym byłam. Gdy znalazłam się na korytarzu, opadłam na ławkę niedaleko wejścia do części, w jakiej odbywało się spotkanie. Westchnęłam głośno, opierając się o ścianę i spuszczając głowę.
Myślałam, że będzie inaczej…
Byłam zmęczona. Nie wiem, co prawda, czym, jednak czułam się pozbawiona energii i chęci do życia. Nie miałam tez pewności, czy był sens tu czekać, jak kazał mi blondyn.
Pewnie i tak o mnie zapomni, mają ważniejsze rzeczy na głowie…
Przez jakiś czas mijały mnie jeszcze fanki, przeżywające koncert i uradowane jak nigdy, a ja siedziałam smutna.
W zasadzie to… Dlaczego?
Nie umiałam sobie odpowiedzieć.
***
No i proszę, jest część 3! :)
Jak wrażenia? Mam nadzieję, że się podoba, jak poprzednie :D Kiedy czytam Wasze komentarze, to aż mi się ciepło na sercu robi. DZIĘKUJĘ BARDZO, BARDZO, BARDZO!
Liczę, że wkrótce grono moich czytelników się powiększy, ale wszystko powoli, krok po kroczku ;)

niedziela, 15 stycznia 2012

Two

Kiedy wróciłam do pokoju, było dosłownie parę sekund przed osiemnastą. Zamówiłam przez telefon kolację na godzinę dziewiętnastą i poszłam się wykąpać. Po wykonaniu wszystkich potrzebnych czynności, wyszłam z łazienki ubrana w moją ukochaną fioletową piżamkę, na którą zarzuciłam puchaty szlafrok dla hotelowych gości oraz duże i cieplutkie kapcie w kształcie białych, kocich łapek, które wprost ubóstwiałam. Chwilę potem dotarł mój posiłek.
Porcja była mała, czyli dokładnie taka, o jaką prosiłam. Zajadając sałatkę, weszłam z telefonu na Twittera i zajrzałam na kilka profili, by sprawdzić, co nowego. Odpisałam też paru osobom, z którymi pisałam dzień wcześniej, a potem tweetnęłam coś od siebie.
„Accidental meeting with Nialler made my day better :)”
Uśmiechnęłam się pod nosem i włożyłam do ust kawałek grillowanego kurczaka. Po chwili dostałam kilkanaście tweetów od różnych osób, dotyczących mojego spotkania, więc odpowiedziałam na kilka  z nich, smucąc się odrobinę na widok tych, których autorki twierdziły, że kłamię i napisałam to tylko, by zrobić wokół siebie zamieszanie. Pokręciłam głową z dezaprobatą.
Sałatka zniknęła szybko. Dwadzieścia minut później leżałam już w miękkiej pościeli i odpływałam do krainy snów.

To dziś – pomyślałam, wygrzebując się rankiem z łóżka i stając na równe nogi. Przeciągnęłam się parę razy, a potem wolnym krokiem ruszyłam ku łazience z zamiarem odświeżenia się. Zaśmiałam się cicho, widząc swoje odbicie w dużym lustrze nad umywalką i bezskutecznie zaczęłam układać rękami włosy na mojej głowie, które były potargane i sterczały na wszystkie możliwe strony. Następne kilka minut spędziłam na dokładnym rozczesywaniu ich i układaniu, by na koniec związać je w niedbały kok. W trakcie, gdy nakładałam na twarz krem, zaburczało mi w brzuchu, więc popędziłam do telefonu, zastanawiając się, co smacznego zamówić(…).
Higienie jamy ustnej poświęcałam dziennie dużo czasu. Nałożywszy na szczoteczkę pasty, zaczęłam ostrożnie myć zęby, jednocześnie patrząc się na siebie w lustrze. Od kiedy założono mi stały aparat, czynność ta stała się jedną z najważniejszych w ciągu dnia. Na szczęście już niedługo miałam pożegnać się z nim raz na zawsze.
Kiedy doliczyłam w myślach do stu osiemdziesięciu, wyplułam pianę i wypłukałam usta, następnie ponownie uśmiechając się do własnego odbicia. Widok rzędu fioletowych gumeczek na zamkach w dziwny sposób poprawił mi humor.

Kilka godzin szybko mi zleciało. Rozmowy z moimi twitterowymi znajomymi i słuchanie muzyki pochłonęły mnie na tyle, bym nie zauważył upływu czasu. Kiedy spojrzałam na zegarek, aż podskoczyłam w miejscu. Zerwałam się na równe nogi i z rozmachem otworzyłam walizkę. Jak na praktycznie dwa dni pobytu, zabrałam ze sobą bardzo wiele ubrań. Zwyczajnie lubiłam mieć, w czym wybierać, przebierać się kilka razy dziennie, a poza tym, nigdy nie wiadomo, kiedy pogoda się zmieni i popsuje nasze plany włożenia na siebie idealnie skomponowanego wcześniej zestawu.
Na szczęście przemyślałam już wcześniej, co chciałabym ubrać, więc wyciągnęłam odpowiednie elementy stroju z torby, wywalając wcześniej praktycznie całą jej zawartość na podłogę. Kładąc ubrania na łóżku, wykonałam szybko telefon dotyczący jedzenia i pobiegłam do łazienki się malować.
Piętnaście minut później całkiem zwyczajny i delikatny makijaż był już gotowy, więc rozpuściłam włosy, które jednak za nic nie dały się ułożyć. Po kolejnych paru minutach męczarni, związałam je w ciasny koczek na czubku głowy i w końcu zadowolona, wróciłam do sypialni.

Siedziałam w taksówce, nerwowo zaciskając dłonie na rączkach mojej torby, od czego powoli zaczynały mnie już boleć palce.
Czym ja się denerwowałam?
Nie widziałam powodu do nerwów. Powinnam się raczej cieszyć.
Oddychaj głęboko.
Po raz trzeci w ciągu dziesięciu minut rozsunęłam zamek i wydobyłam z torebki sztywną kopertę. Po jej otwarciu ujrzałam w środku kawałek kartoniku z nadrukowanymi informacjami dotyczącymi ceny biletu, daty i godziny show, numerem sektora i miejsca oraz innymi, mniej ważnymi informacjami, na które nie zwracałam uwagi. Na samej górze widniał dość spory napis ‘MEET&GREET’, na widok, którego uśmiechnęłam się pod nosem. Schowałam mój ‘skarb’ z powrotem i zapytałam kierowcy, ile jeszcze będziemy jechać.
Chwilę później poznałam odpowiedź, gdyż utknęliśmy w korku na jednej z większych ulic miasta.
- To chyba jakiś żart… - szepnęłam do siebie. W myślach aż krzyczałam. Nie mogłam się przecież spóźnić!
***
Rozdział 2!
Podoba się? :) Liczę na komenty.
Ponieważ mam ferie, postaram się dodawać notki jak najczęściej. Może nie codziennie, ale co dwa, trzy dni... ;D
Chciałam Wam też bardzo, bardzo serdecznie podziękować za wszystkie komentarze, które bardzo wiele dla mnie znaczą! Strasznie miło się je czyta <3
Jeśli chodzi o informowanie o NN, to myślę, że Twitter będzie dobrym miejscem ;p Zostawiajcie swoje nicki w komentarzach!
Mój Twitter: @Miyu_xd Follow me, please ;)

piątek, 13 stycznia 2012

One

Na dworzec w Berlinie dotarłam akurat w porze obiadowej. Nietrudno było się tu zgubić i aż dziękowałam w duchu, że to nie mój pierwszy raz tutaj i wiedziałam, w którą stronę powinnam się udać. Dwugodzinne spóźnienie popsuło mi trochę humor, a dodatkowo zdążyłam zgłodnieć, mimo to, uśmiechnęłam się lekko pod nosem, bo w końcu byłam już prawie na miejscu. Teraz wystarczyło tylko dostać się do hotelu.
Ruszyłam przed siebie, starając się grzecznie wymijać innych podróżnych. Każdy szedł jednak w inną stronę, rozpychając się, a moja duża walizka nie ułatwiała mi w żaden sposób poruszania się w tłumie. Moja uprzejmość przynosiła mi same straty, więc i ja zaczęłam chamsko pchać się do przodu. Zdecydowałam, że nie będę się też nigdzie zatrzymać i zamówię jedzenie do hotelowego pokoju, a zaciskając zęby skierowałam się ku wyjściu z ogromnego budynku.
Po wydostaniu się na zewnątrz, jakimś cudem złapałam wolną taksówkę, w której niedługo potem siedziałam, mknąc ulicami miasta. W drodze zamieniłam z kierowcą kilka zdań, które niekoniecznie dotyczyły tego, gdzie miał mnie zawieść, a kiedy znaleźliśmy się u celu, podziękowałam za wyciągnięcie mojej walizki z bagażnika i grzecznie się pożegnałam. Chwilę później torbę przejął boy hotelowy, a ja skinęłam mu głową uśmiechając się delikatnie i ruszyłam do wejścia.
Lobby, w którym się znalazłam przepełnione było przepychem i nowoczesnością. Był to całkiem porządny hotel, z czego się bardzo cieszyłam i dziękowałam w myślach ojcu, za to, że właśnie tu dokonał rezerwacji. Zameldowałam się w recepcji i odebrałam klucz do pokoju, do którego przyczepiony był brelok w postaci cienkiej blaszki z wyrytym numerkiem. Zerknęłam na niego przelotnie, czekając na windę, dzięki której niedługo potem znalazłam się na właściwym piętrze, a później przed właściwymi drzwiami. Weszłam do środka, od razu się rozglądając. Mój bagaż dotarł praktycznie zaraz za mną, więc podziękowałam szybko i zamknęłam za mężczyzną drzwi. Od razu rzuciłam się na wielkie małżeńskie loże, które było jednak tylko i wyłącznie dla mnie. Uśmiechnęłam się, gdy poczułam jak zapadam się w miękkiej i pachnącej pościeli. Nie leżałam jednak długo, bo chwilę potem podniosłam się i sięgnęłam po telefon, by zamówić posiłek.
Kiedy zjadłam pyszny obiad, postanowiłam wybrać się do centrum handlowego, które było bliżej, niż sądziłam. Odświeżyłam się szybko i po upływie około trzydziestu minut, buszowałam już w sklepach. Chętnie wybrałabym się na jakiś spacer, jednak nie zamierzałam sama włóczyć się po mieście, szczególnie, że nienajlepiej znałam okolicę, a dodatkowo robiło się już późno.
W całym pasażu także było mnóstwo ludzi. Z torbą zapełnioną kilkoma ciekawszymi ciuszkami i dodatkami, usiadłam w fotelu przy stoliku z zakupioną chwilę wcześniej gorącą czekoladą i donutem w fioletowym lukrze.
Zjadłam ciastko, rozkoszując się jego smakiem, a gdy wypiłam cały napój ruszyłam do kolejnego sklepu, gdzie wpadła mi w ręce śliczna apaszka.
Miałam już wracać, ale zdecydowałam, że zajdę jeszcze do perfumerii. Zaczęłam sunąć wzrokiem po półkach w poszukiwaniu tego jednego zapachu. Wreszcie mój wzrok napotkał znany z tak wielu zdjęć flakonik oraz pudełko.
Someday.
Delikatnie chwyciłam buteleczkę i spryskałam nadgarstek, następnie odstawiając ją na miejsce. Zamachała parę razy ręką, a później podstawiłam ją sobie pod nos i wciągnęłam powietrze. Pachniały dokładnie jak próbka, którą miałam okazję kilka razy wcześniej powąchać – słodko i magicznie.
Chwilę potem usłyszałam jak ktoś za mną mówi coś po angielsku. Widocznie do mnie.
- Słucham? – zapytałam, obracając się, gdyż nie usłyszałam, co ten ktoś powiedział.
Ujrzałam przed sobą wysokiego chłopaka z szerokim uśmiechem i jasną blond czupryną w lekkim nieładzie, ubranego w czarną bluzę z kapturem, który miał założony na głowę, jeansy i Supry pasujące kolorem do reszty stroju.
Znałam tę twarz. I to bardzo dobrze.
- Jesteś Niall. Z One Direction – powiedziałam, ukrywając swoje zaskoczenie i posyłając mu lekki uśmiech.
- To ja – odparł wesoło. – Mogę powąchać? – spytał, wskazując ruchem głowy na flakonik z perfumami, na który także spojrzałam.
- Pewnie. – Podsunęłam mu swój nadgarstek pod nos.
- Pasują ci. Powinnaś je kupić – przyznał, po raz kolejny się uśmiechając. Podziękowałam mu miło i odstawiłam perfumy na miejsce, chwytając z pułki dwa zapakowane pudełka.
- Miałam taki zamiar jeszcze zanim tu weszłam – wyznałam, śmiejąc się.
W tym momencie rozdzwonił się jego telefon. Wyjął go szybko z kieszeni i spojrzał na wyświetlacz.
- Och… - mruknął pod nosem. – Niestety muszę już iść. Miło było, cześć! – Odwrócił się i machając mi jeszcze ręką, wybiegł ze sklepu.
Stałam chwilę wpatrzona w miejsce, w którym przed chwilą zniknął. Potem uśmiechnęłam się już po raz kolejny tego dnia, gdyż to dziwne spotkanie poprawiło mi humor. Ruszyłam do kasy by zapłacić za zapachy.
No i okazało się też, że moja teoria okazała się prawdziwa.
Niall Horan zdecydowanie był uroczym wariatem.
***
No i oto jest rozdział pierwszy, mam nadzieję, że się Wam podoba :) Liczę na komentarze :D
Specjalne podziękowanie dla mojej przyjaciółki Naki, za wymyślenie imienia i nazwiska bohaterce. Love U! <3

czwartek, 12 stycznia 2012

Prologue

Podróż pociągiem dłużyła mi się niemiłosiernie. Nie mogłam znaleźć sobie wygodnej pozycji w fotelu ani żadnego ciekawszego zajęcia, by przestać, co chwilę zerkać na zegar w telefonie i stukać paznokciami w mały stolik, który miałam przed sobą. W przedziale byłam zupełnie sama, więc nie było też, z kim porozmawiać.
O ironio.
Westchnęłam głośno, obracając lekko głowę i wlepiając wzrok w szybko zmieniające się za szybą krajobrazy.
Zaczęłam zastanawiać się, czy aby na pewno podjęłam dobrą decyzję, jednak chwilę potem wyrzuciłam tę myśl z głowy, karcąc się pod nosem za to, że w ogóle się tam pojawiła. Już jakiś czas temu zadecydowałam i wybór uważałam za słuszny, więc nie było sensu ponownie rozpoczynać długich rozważań za i przeciw. I tak nic by mi teraz nie dały.
W tym stwierdzeniu utwierdziłam się bardziej, gdy okazało się, że przez jakąś awarię, czekał mnie oraz innych pasażerów przymusowy postój. Rzuciłam pod nosem parę przekleństw i włożyłam do uszu słuchawki.
Godzina planowanego przybycia do celu już nie wchodziła w grę.

***
Krótko, zwięźle i na temat - w ten sposób rozpoczynam tego bloga :) Mam nadzieję, że przypadną Wam do gustu moje wypociny i zdobędę jakichś czytelników xd Kocham pisać, więc kiedy tylko napadała mnie wena i pomysły, zaczęłam. Zobaczymy, co z tego wyjdzie tym razem...
Jutro rozdział pierwszy, co Wy na to?  :D Prolog na urodziny Zayna, a część pierwsza z okazji premeiry teledysku 'One Thing' ;)
Tym razem piątek trzynastego nie będzie taki zły!




Heroes

 April September
17 lat

ONE DIRECTION:

Harry Styles
18 lat

Liam Payne
18 lat

Niall Horan
18 lat

Zayn Malik
19 lat

Louis Tomlinson
20 lat