'To jest o tym, co może przytrafić się tak naprawdę każdemu z nas.'

sobota, 31 marca 2012

Eleven

Samotność – okazja na odpoczynek.
Milczenie – przynosiło ukojenie.
Cisza – otaczała mnie zewsząd.
One trzy razem były ze mną ciągle w większej lub mniejszej mierze, nie pozwalając zwariować przez zgiełk życia codziennego. Towarzyszyły każdego dnia, bez wyjątku, przynosząc ukojenie dla umysłu i ciała. Pomagały. Zamykanie się w moich czterech ścianach, kładzenie się na łóżku i spokojne rozmyślanie o tym, co było, jest i będzie – to część mojej codzienności, ważna część. Jednak tym razem powinno być inaczej.
Tym razem ich nie chciałem.
Brak odzewu ze strony dziewczyny nie tyle mnie irytował, co… martwił. Nerwowo krążyłem po pokoju prawie wydeptując rów w parkiecie, od czasu do czasu podchodząc do komputera, by odświeżyć pocztę lub sprawdzić, czy nie jest czasem dostępna.
Nic. Za każdym razem nic.
Lekko zrezygnowany, usiadłem na skraju łóżka, uderzając pięścią w pościel i przygryzając wargę.
Obiecała.
Nie minęło nawet dziesięć sekund, kiedy stanąłem z powrotem na nogi, by następnie opuścić pomieszczenie, głośno zamykając drzwi. Zbiegłem po schodach i chwytając wiszącą na wieszaku skórę, zarzuciłem ją na siebie. Chwilę później szybko opuszczałem już nasz kompleks, trzaskając drzwiami frontowymi.
Zdecydowanie zbyt szybko, by którykolwiek z moich przyjaciół zdążył w jakikolwiek sposób zareagować.
Wyszedłem na dwór, wciskając ręce do kieszeni jeansów i obierając nieznany kierunek.
Po kilku minutach szybkiego marszu, zatrzymałem się gwałtownie, zadzierając głowę do góry i spoglądając w niebo. Dopiero wtedy zorientowałem się, że pada deszcz.

~*~

Spanie zdecydowanie nie należało, nie należy i raczej nie będzie należeć do najlepszych form spędzania wolnego czasu, lecz właśnie to robiłam cały dzień.
Choć leżenia na łóżku ze słuchawkami w uszach, co chwilę obracając się w inną stronę i owijania się kocem w nieokreślony sposób, tworząc dość ciekawą plątaninę, raczej tak nazwać nie można…
Nawet nie wiem, kiedy w domu zapanowała całkowita cisza.

Dopiero koło południa, opuściłam swoje cztery ściany, czując okropną pustkę w żołądku. Przechodząc korytarzem, obok wiszącego tam lustra, aż przystanęłam, spoglądając na swoje odbicie.
Gdyby mnie ktoś teraz zobaczył… Boże.
Byłam jednak zbyt głodna, by najpierw iść się umyć.
Znalazłszy się w kuchni, rzuciłam się ku lodówce, następnie lustrując jej zawartość. Nie mogłam się zdecydować, a głód był zbyt wielki, by stać i zastanawiać się nad wyborem, więc zaczęłam jeść, czy raczej wpychać w siebie, wszystko po kolei.
Czując się najedzona, czy nawet przejedzona, jak nigdy, z lekkim trudem wtoczyłam się o schodach na piętro, dotarłam do sypialni, a następnie do łazienki, gdzie spędziłam kolejne dwie godziny. Na koniec z powrotem wylądowałam na łóżku, owinięta kocem. Spojrzałam w kierunku okna, za którym roztaczał się szarobury krajobraz. Zamykając oczy, ułożyłam się na miękkiej poduszce. Chwilę potem do moich uszu dotarł dźwięk uderzających o szybę kropli, który z każdym kolejnym momentem był coraz głośniejszy.
Zaczęło padać.

~*~


Ostatnią rzeczą, którą ujrzeliśmy po wyjściu od chłopaków, były plecy Malika, a następnie zatrzaśnięte przez niego drzwi. Zaskoczeni przystanęliśmy na chwilę, a później sami rzuciliśmy się ku wyjściu, jednak po Muzułmaninie nie było już śladu.
- Co mu się mogło stać? – zapytałem, obracając się w stronę Liama i przy okazji spostrzegając Harrego wraz z Lou, którzy także wyszli na korytarz, zapewne zainteresowani, kto taki sprawia, że dom się trzęsie, przez samo zamknięcie drzwi.
- To pewnie przez NIĄ – mruknął wyrażanie wkurzony Liam, akcentując ostatnie słowo i szybko odchodząc.
Chwilę zajęło mi dojście do tego, że miał na myśli April.
- Czemu on od razu zakłada, że to przez nią? – zapytałem oburzony.
Lou tylko wzruszył ramionami, a Harry głośno westchnął.
- Pojedziemy go poszukać, a ty idź obadaj sytuację.
Skinąłem tylko głową, a następnie skierowałem się w głąb domu. Przystanąłem jednak na chwilę, zastanawiając się, co w ogóle powinienem teraz zrobić. Po krótkim namyśle ruszyłem w tym samym kierunku, co Liam.

Payne siedział skulony w swoim ulubionym fotelu stojącym w rogu jego sypialni. Cicho wsunąłem się do środka i wolnym krokiem podszedłem do mebla, następnie przed nim kucając.
Podniósł głowę, widocznie niezadowolony moją obecnością.
- Powiedz mi, Liam, co ty masz do April? – Wypowiedziałem pierwsze słowa, które przyszły mi na myśl. Nie byłem mistrzem w takich rozmowach. - Naprawdę nie rozumiem twojej wrogości w stosunku do niej… Przecież na początku było dobrze!
Zmarszczył brwi i otworzył usta, jednak chwilę potem je zamknął.
- Chyba nawet sam nie wiesz – stwierdziłem, klepiąc go po kolanie.     
- Nie podoba mi się i tyle, okay? Mam złe przeczucia co do niej… - mruknął niechętnie, patrząc gdzieś w bok.
- Och, przestań wierzyć w te swoje przeczucia! Ona jest naprawdę przyjazną osobą. – Zacisnąłem dłoń na jego nodze.
Zdecydowanie nie rozumiałem Payna. W tym przypadku nawet bardziej niż Tomlinsona, a tego człowieka to dopiero trudno było rozgryźć.
- Niall, nie znasz jej tak naprawdę, więc nie mów, jakby było przeciwnie. Trochę wspólnie spędzonego czasu i wiadomości na Twitterze jeszcze o niczym nie świadczy… Jesteśmy gwiazdami, Niall. Każdy może zagrać miłego, żeby tylko się do nas zbliżyć…
- Nie będę tego dłużej słuchać! – Gwałtownie podniosłem się do pionu. – Skończ z tą cholerną zazdrością, Liam! Wiem, że jesteście z Zaynem blisko, ale on umie się przynajmniej powstrzymać, wiesz? Ty i Lou macie dziewczyny, jesteście szczęśliwi – świetnie. My nie mamy takiego szczęścia i powinieneś przyjąć do wiadomości to, że też możemy sobie kogoś znaleźć.
Ze zdziwienia szerzej otworzył oczy.
- Chyba przydałoby się raczej wesprzeć przyjaciela w takiej sytuacji… I może cieszyć się, że Zayn się kimś w końcu zainteresował, bo takie przeżywanie wszystkiego w samotności, nie wychodzi mu na dobre i dobrze o tym wiesz. – Miałem już dość tej rozmowy. Żaden z nas nie lubił kłócić się z innym, więc skrzywiłem się lekko. – Przemyśl to, Liam. Bo jemu chyba naprawdę zależy.
I nie tylko jemu...
Nie wypowiadając swojej ostatniej myśli na głos, opuściłem pomieszczenie, zostawiając z tym Payne’a samego.

Nogi same poniosły mnie do pokoju czarnowłosego, w którym naturalnie go nie zastałem, gdyż z pewnością nadal gdzieś włóczył się po dworze pośród deszczu. Szanse na to, że Larry go znalazł były znikome. Kiedy Zayn chciał być sam i nie siedział w swoim pokoju, znalezienie go było nie lada wyzwaniem.
Dopiero stojąc na środku pomieszczenia, zorientowałam się, gdzie jestem. Nagle rozległ się charakterystyczny dźwięk przychodzącego na Skypie połączenia. Wolnym krokiem podszedłem do biurka, na którym leżał laptop Zayna i lekko uniosłem jego klapę. W rogu ekranu dostrzegłem powiadomienie o kilkunastu nieodebranych połączeniach od tej samej osoby, która dzwoniła właśnie w tej chwili. Siadając na krześle, wcisnąłem ‘odbierz’.
Jakoś niespecjalnie zaskoczył mnie widok wyraźnie zaniepokojonej April.
- Niall? – zapytała zaskoczona. – Gdzie jest Zayn?
- Wierz mi, że sam chciałbym wiedzieć… - odparłem, drapiąc się w tył głowy.
- Co masz na myśli? Stało się coś? – zaczęła wypytywać, marszcząc brwi. – Umówiłam się z nim, że porozmawiamy, ale coś mi wypadło i o tym na śmierć zapomniałam… - zaczęło mówić szybko, odwracając wzrok. – Weszłam i zobaczyłam, że jest dostępny, więc od ponad pół godziny próbuję się dodzwonić, ale dopiero teraz ty odebrałeś…
- Och. – Tylko na tyle było mnie stać.
Na początku myślałem, że ucieczka Mailka spowodowana była jakąś sprzeczką z dziewczyną, jednak jej wypowiedź, dała mi inny pogląd na sprawę. Widocznie czarnowłosy wkurzył się tym, że nie zadzwoniła…
- Niall, żyjesz?
Głos dziewczyny wybudził mnie z mojego chwilowego transu.
- Tak, tak, wybacz, zamyśliłem się. – Zmieszany, zacząłem rozglądać się na boki.
- Widzę właśnie… - mruknęła. – Pytałam, co z Zaynem. Proszę, powiedz mi.
- Niecałą godzinę temu wkurzony wyszedł z domu – wyjaśniłem.
- Och… Co mu się stało?
Widziałem, że się o niego martwiła. Widziałem. Gdzieś głęboko poczułem lekkie ukłucie, jednak bardziej zauroczony byłem jej troską. Znów na chwilę odpłynąłem, wpatrując się w jej twarz na ekranie.
- Co mu się stało?
- Pokłócili się z Liamem… - Po części taka była prawda, więc czy skłamałem?
- Ojej, o co? – wyraźnie się zasmuciła.
Zagryzłem wargi, wahając się.
- O ciebie.
Chyba jednak nie powinienem był tego mówić.


***
Hej, hej, hej! :D
Jak widzicie - rozdział jeszcze w marcu. Doszłam do wniosku, że jutro - w moje urodziny, będę miała chyba lekkie problemy z opublikowaniem go... Dlatego też jest dzisiaj. Cieszycie się? :)
Tak przy okazji - lubię, go naprawdę go lubię. Podoba mi się. A Wam? Mam nadzieję, że tak, bo wierzcie mi - STARAŁAM SIĘ I TO BARDZO. A jeśli ładnie będziecie komentować, to szybko dostaniecie 12, co Wy na to? Może tak koło piątku? ;) Bo w sumie Twelve siedzi sobie grzecznie gotowy w Wordzie tuż przed napisanym już kawałkiem 13 (TAK, MIAŁAM OSTATNIO WENĘ!) i tylko czeka na publikację.
Nie przeciągając dłużej, idę kuć do sprawdzianów i kartkówek, których sama nie wiem, ile jest. Kto to widział, na 3 dni tyle tego wszystkiego zwalać??! -,-'
Much Love <3

niedziela, 18 marca 2012

Ten

Mimo, iż Niall zapewnił mnie, że Zayn wkrótce napisze, nie określił dokładnie, kiedy to nastąpi. Dodatkowo chwilę potem sam zamilkł. Po piętnastu minutach bezczynnego siedzenia i patrzenia w ekran komputera w oczekiwaniu na odpowiedź, z głośnym westchnięciem udałam się do łazienki. Stwierdzając, że każda pora jest dobra na kąpiel, napuściłam wody do wanny i zapaliłam kilka zapachowych świec. Następne trzydzieści minut spędziłam w wodzie z całą masą piany i w otaczającym mnie zewsząd zapachu lawendy.
Owinąwszy się ręcznikiem, wysuszyłam i rozczesałam włosy, a później podreptałam do garderoby, wcześniej osuszając całe ciało. Spędziłam tam dłuższą chwilę, dumając nad tym, które z dwóch trzymanych w rękach ‘śpiochów’ ubrać. Jeden z kombinezonów miał na sobie amerykańską flagę i był identyczny jak ten, który Niall miał kiedyś na sobie, a drugi był biały, przyozdobiony gdzieniegdzie różnokolorowymi paskami.
Jakby miał mnie ktoś w tym zobaczyć… Choć z drugiej strony – nigdy nie wiadomo.
Nie wiedziałam w sumie, nad czym ja się zastanawiam. Flaga była bezkonkurencyjna, więc drugi wieszak odwiesiłam z powrotem na jego miejsce. Szybko się ubrałam, zakładając pod spód bieliznę i białą bokserkę, a na nogi wsuwając skarpetki. W porównaniu do Louisa, ja nie przepadałam za chodzeniem na boso.
Zeszłam na dół do kuchni po coś do jedzenia i picia. Napełniwszy szklankę moim ulubionym sokiem pomarańczowym, bez którego nie mogłabym żyć, chwyciłam znalezione chwilę wcześniej w szafce przekąski i ruszyłam z powrotem ku schodom. Jeszcze dobre nie zdążyłam opuścić kuchni, gdy zmieniłam zdanie i zawróciłam do lodówki. Moja szklanka i tak po chwili miała być pusta, więc włożyłam pod pachę karton pełen soku i dopiero wróciłam do sypialni. Rozłożyłam wszystkie smakołyki na stoliku nocnym i na kołdrze obok komputera, a sama wyciągnęłam się na brzuchu wzdłuż łóżka.
Nie kryłam swej radości, gdy wreszcie zobaczyłam długo wyczekiwaną odpowiedź od Malika. Otrzymałam ją dopiero trzy minuty temu, więc chłopak z pewnością wciąż był na Twitterze, a potwierdziłam swoje przypuszczenia, widząc na jego profilu dodanego przed minutą tweeta.
Z komputera…
Sunęłam wzrokiem po ciągu znaków, który od niego otrzymałam. Szczególną uwagę przykułam do dwóch słów, na widok których serce zabiło mi mocniej.
‘…skype maybe?’
Byłam tym zaskoczona, zdecydowanie. Dłuższą chwilę wlepiałam jeszcze wzrok, podczas gdy palce zawisły na pewnej wysokości nad klawiaturą.
‘Yep, sure’
Z trudem się przemogłam i odpowiedziałam krótko. W następnej wiadomości podałam swój nick i także szybko wysłałam. Nerwowo przygryzłam wargę, w oczekiwaniu na odpowiedź z jego strony.
Tak nagle zaczęłam być zasypywana wiadomościami, gdy tylko ludzie spostrzegli, że ‘śledzi’ mnie któryś z członków One Direction. By zabić czas, zaczęłam przeglądać skierowane do mnie tweety i odpowiadać, na co ciekawsze z nich. A było tego sporo, trzeba przyznać. Chyba bałam się myśleć, co może czekać mnie w kolejnych dniach.
Jakieś pięć minut później o mało nie zeszłam na zawał, gdy dostałam na Skypie powiadomienie, że ktoś prosi o moje szczegółowe dane. Z bijącym sercem nacisnęłam ‘dodaj’, a niecałą minutę później odebrałam połączenie od tej samej osoby, wcześniej nerwowym ruchem poprawiając moje rozpuszczone włosy.
Uśmiechnęłam się do kamerki, widząc na ekranie twarz chłopaka, który odwzajemnił mój gest, machając mi lekko. Zrobiłam to samo, cicho się śmiejąc i witając.
- No to, co tam u was? Bardzo zajęci? – zapytałam, mimo, iż znałam odpowiedź. Na bieżąco śledziłam informacje o tym, gdzie są i co akurat robią chłopcy.
- Nic szczególnego – mruknął, drapiąc się w kark. – Skończyliśmy trasę i siedzimy w Londynie. Wpadliśmy wcześniej tylko chwilę do rodziny i przyjechaliśmy tu – wyjaśnił, wpatrując się we mnie. Aż poczułam intensywność jego spojrzenia, więc lekko zmieszana sięgnęłam po szklankę z sokiem, jedynie przytakując w odpowiedzi.
- A u ciebie? Co porabiasz?
Gdzieś w głębi zaczęłam skakać po usłyszeniu tych pytań.
- Nic szczególnego. – Wzruszyłam ramionami, uśmiechając się, na co mulat zareagował śmiechem. – Ale niech pomyślę… - Udałam, że się skupiam i zaczęłam wyliczać na palcach. – Jest piątek, został mi tylko tydzień do wakacji, siedzę sama w domu, gadam z Zaynem Malikiem na przez Skypa, co jest totalnie dziwne i nie przypuszczałam, że kiedykolwiek będę coś takiego robić… Czekaj. To jednak jest COŚ SZCZEGÓLNEGO!
I znów ten śmiech.
Śmiech, którego mogłabym słuchać całe dnie.
Śmiech, który sprawiał, że czułam motylki w brzuchu.
Śmiech, dzięki któremu ja także chwilę później się śmiałam.

Czas leciał. Minuty, kwadranse, godziny… Żadne z nas nie zauważało jego upływu. Oboje byliśmy zbyt zajęci. Na zegarek zerknęłam dopiero, gdy zaczęłam się robić senna.
- Cholera – syknęłam pod nosem po polsku, wytrzeszczając oczy i dla pewności spoglądając na wiszący na ścianie zegar. – Już pierwsza?! – Wróciłam do angielskiego.
- U mnie dopiero północ – Malik zaśmiał się, wytykając mi język.
- Ha ha ha. Bardzo śmieszne – mruknęłam, robiąc minę obrażonej siedmiolatki. – Muszę iść. Zmęczona jestem…
Jak na potwierdzenie swoich słów, zachciało mi się ziewać. I to tak porządnie.
- Och, szkoda… - mówiąc to, skrzywił się. Aż smutno mi się zrobiło na ten widok.
- Jutro też jest dzień, Zayn – powiedziałam na pocieszenie. – To znaczy, w sumie już dziś – zaśmiałam się.
- To do potem, tak? – zapytał z lekkim uśmiechem.
- Pewnie – odparłam, następnie posyłając mu buziaka. – Dobranoc, Zayn.
- Dobranoc, April. Miłych snów.
Rozłączyłam się i szybko zamknęłam klapę laptopa, odkładając go na bok. Zakopałam się pod kołdrą, zatapiając głowę w wielkiej, miękkiej poduszce, i zamknęłam oczy, jednak jak na złość, nie mogłam zasnąć. W głowie miałam wciąż jego głos wypowiadający moje imię.

Wciąż zmęczona, obudziłam się około godziny dziesiątej. Była sobota, a ponieważ kochałam długo spać, miałam ochotę się jeszcze zdrzemnąć. Wystrzeliłam jednak z łóżka jak z procy, przypominając sobie o tym, w jaki sposób zamierzałam spędzić ten dzień. Na dobry poranek wypiłam szklankę soku i w podskokach udałam się do łazienki, zabierając po drodze parę czystych rzeczy, w tym odłożony poprzedniego wieczoru kombinezon.

Wchodząc do kuchni, spotkało mnie niemałe zdziwienie, kiedy ujrzałam siedzącego przy stole mężczyznę z kubkiem świeżo zaparzonej kawy, której zapach roznosił się po całym pomieszczeniu, i gazetą, której lekturą był pochłonięty. Ubrany był w ciemne, eleganckie, lekko połyskujące spodnie z kantem i idealnie pasującą jasną koszulę. Na nogach miał, jak dostrzegłam, z pewnością bardzo drogie buty. Stanęłam na chwilę lekko zdezorientowana.
- Cześć, tatku – przywitałam się najmilej jak mogłam. – Co słychać? Dawno cię nie widziałam.
Jak gdyby nigdy nic, podeszłam do lodówki i zaczęłam szykować sobie śniadanie. Przez cały czas czułam na swoich plecach jego spojrzenie.
- Ojca to już nie spytasz, czy jest głodny? – Aż wzdrygnęłam się na ton jego głosu.
- Masz może ochotę coś zjeść? – zapytałam grzecznie, obracając się z lekkim uśmiechem w jego stronę. Czułam jak drgają mi kąciki ust.
- Tak – odparł krótko i z powrotem zainteresował się gazetą.
Nie doczekałam się żadnego ‘proszę’ ani ‘dziękuję’, nawet, gdy już postawiłam przed nim talerz z kanapkami.
Ze swoim własnym w jednej, a kubkiem owocowej herbaty w drugiej ręce, bez słowa ruszyłam do pokoju. O mało nie upuściłam naczyń na podłogę, gdy przy wyjściu z kuchni prawie zderzyłam się z pewną kobietą.
Kobietą, za którą nie przypadałam.
Kobietą, która nie była moją matką.
Kobietą, której zdecydowanie nie powinno tu być.
Otworzyłam lekko usta ze zdziwienia, a ona tylko zmrużyła oczy i wymijając mnie, weszła do środka. Najzwyczajniej w świecie podeszła do mojego ojca i zaczęła się do niego kleić. Ten objął ją i usadził sobie na kolanach.
- Pamiętasz Megan, prawda?
Dopiero po chwili zorientowałam się, że to pytanie skierowane było do mnie. W końcu nikogo innego tu nie było.
Przytaknęłam szybko i ruszyłam w górę schodami, by nie musieć dłużej patrzeć na tę dwójkę. O mało się nie wywróciłam, poślizgnąwszy się na dywanie, jednak w rezultacie dotarłam do pokoju cała.
- Niedługo wyjeżdżamy! – Usłyszałam jeszcze, zanim zatrzasnęłam drzwi, po których już chwilę potem się osunęłam.
Błagam, tylko nie to… Tylko nie znowu ona…!
Oczy zaczęły mnie lekko piec, a ja starałam się nie rozpłakać.
Przecież było lepiej, było już dobrze...!
Czy wszystko musi się zawsze spieprzyć…?

***
Cześć, kochani!
W związku z tym, że straaasznie marudziliście, że nie wytrzymacie 2 tygodnie & parę osób mnie cisnęło, że nie może się doczekać i chce już 10, OTO I JEST. Myślę, że miła niespodzianka, hm? ;)) Mam nadzieję, że Was nie zawiodłam i 10 się podoba :D
Eleven za to niestety dopiero za dwa tygodnie - 1 kwietnia i tym razem ani chwili wcześniej... Nie mam napisanego w Wordzie ANI JEDNEGO SŁÓWKA i raczej się nie zbiera na to, by szybko miało się tam cokolwiek pojawić.
Ja już dłużej nie przeciągam i spadam uczyć się biologii, niemieckiego i robić projekt na historię...
Do 'zobaczenia' w kwietniu! <3

czwartek, 8 marca 2012

Nine

Dziś mijał tydzień, od kiedy wróciliśmy do Londynu.
Z racji tego, że jak na razie mieliśmy przerwę od koncertowania, mogliśmy nareszcie odpocząć w domu i się zabawić. Mnie jednak, w porównaniu do reszty, doby ciągnęły się w nieskończoność. Jedynie parę razy wyszedłem gdzieś z nimi na chwilę. Poza tym, nie potrafiłem znaleźć sobie miejsca ani żadnego konkretnego zajęcia, więc zwyczajnie snułem się po domu lub zamykałem w swoim pokoju, przesiadując tam następnie całe godziny i wciąż tylko sprawdzając Twittera. Gdybym jeszcze coś pisał… Ja natomiast tylko w kółko odświeżałem stronę.
Tak było też tego ranka. Wszedłem z telefonu na portal z nadzieją, że tym razem ujrzę tam wiadomość od dziewczyny. Schodząc po schodach tweetnąłem coś do fanów, prawie z nich spadając, gdyż byłem jeszcze odrobinę zaspany. Znalazłszy się na dole, ujrzałem Nialla z głową w lodówce, wyjadającego z niej, co popadnie. Przystanąłem na chwilę, lekko zaskoczony tym widokiem, wbijając wzrok w plecy przyjaciela. Kiedy nie doczekałem się żadnej reakcji z jego strony, poza mlaskaniem, oczywiście, odchrząknąłem głośno.
- Niall. Co ty do cholery robisz z zawartością MOJEJ lodówki? – zapytałem, akcentując przedostatnie słowo i podchodząc bliżej.
Blondyn wyprostował się jak na komendę i powoli obrócił w moją stronę. Z wypchanymi ustami wyglądał jak chomik. Z tą różnicą, że chomiki są o wiele słodsze.
- Nic – mruknął, prawie mnie przy tym opluwając, a następne uciekł trzaskając po drodze wszystkimi możliwymi drzwiami, zabierając wcześniej ze sobą zawiniętego w folię kurczaka, zakupionego w Tesco dnia poprzedniego.
Krzyczenie na niego nie miało sensu, a próby odebrania mu jedzenia byłyby wręcz samobójcze, więc nie zrobiłem nic poza głośnych westchnięciem. To, co Horan dostał w swoje ręce, oczywiście, jeśli o rzeczach jadalnych mowa, było już jego własnością i szanse na odzyskanie tego były praktycznie zerowe.
Otworzyłem na nowo lodówkę, mając nadzieję, że Irlandczyk oszczędził jakąś żywność. Niestety, nie znalazłem tam nic poza słoikiem dżemu morelowego, którego wręcz nienawidzę i naprawdę nie miałem pojęcia, jak się tam znalazł, resztką soku, niezdatnego już do picia, gdyż termin ważności minął parę dni temu, oraz oczywiście światła. Nie mając innego wyboru, ruszyłem w kierunku apartamentu Harrego i Louisa.
Pomimo, iż Styles był już od paru miesięcy pełnoletni, a Tomlinson nie pełnił funkcji jego prawnego opiekuna, ta dwójka wciąż mieszkała razem. Może to i lepiej, bo oni nie potrafili długo bez siebie wytrzymać. Pozostawienie wszystkiego, tak jak jest, było więc zdecydowanie dobrym pomysłem. Dodatkowo rezygnując z ‘przeprowadzki’ Harrego, zaoszczędzili mnóstwo czasu i sił.
Ponieważ w tym miejscu nie istniał zwyczaj pukania do drzwi, zwyczajnie wszedłem do części domu należącej do Larrego, rzucając jedynie krótkie ‘cześć’ po przekroczeniu progu.
- Macie coś do jedzenia? – zapytałem od razu, nie owijając w bawełnę. – Horan splądrował mi lodówkę. – Podrapałem się w głowę lekko zmieszany, rozglądając się po pomieszczeniu.
Louis leżał rozwalony na całej długości kanapy, oglądając telewizję, choć przeskakiwania z kanału na kanał raczej nie można tak nazwać. Payne za to usadowił się w fotelu z książką i telefonem, na przemian czytając i odpisując na otrzymywane, co chwilę SMS-y. Byłem niemal pewny, że wszystkie były od jego dziewczyny Danielle. Widząc mnie, otworzył lekko usta, jakby chciał coś powiedzieć, jednak po paru sekundach widocznie zrezygnował i rzucił mi smutne spojrzenie, na co ja uciekłem mu wzrokiem. Od czasu tej głupiej sprzeczki nie rozmawialiśmy ze sobą i jakoś trudno było któremukolwiek z nas się odezwać. Pozostawały nam więc te ‘wzrokowe gry’.
Mym ratunkiem okazał się Harry, który ubrany w fartuszek, wyłonił się z kuchni.
- Kto chce naleśniki? – zapytał wesoło, zerkając po kolei na każdego z nas.
Bez słowa ruszyłem w jego kierunku i zająłem miejsce przy stole. Zaraz za mną do pomieszczenia wpadł jak zwykle bosy Tomlinson, drąc się w niebogłosy i tuląc się do Stylesa. Liam zaś grzecznie odmówił i widocznie udał się do siebie, gdyż do moich uszu dobiegł odgłos otwieranych i zamykanych drzwi.
Jadłem w ciszy placek za plackiem, patrząc na wygłupiających się w najlepsze chłopaków. Harry robił ‘samolociki’ i kazał Louisowi ‘otwierać hangar’, a kiedy ten chciał już zjeść nabitego na widelec naleśnika, ‘samolot’ zmieniał tor lotu. I na odwrót.
Przynajmniej im dopisywały humory.
Kiedy w końcu przypomnieli sobie, że nie są sami, zaczęli się interesować napięciem między mną a Paynem. Dopytywali się, czemu nie rozmawiamy, co się właściwie stało i jak się czuję.
- Posprzeczaliśmy się… o głupotę – odparłem niechętnie, odkładając widelec na talerz. – Nie wtrącajcie się, sami to załatwimy – dodałem, domyślając się, że knują już coś w myślach.
Spojrzeli po sobie, lecz po chwili skinęli zgodnie głowami.
- Przynieś mi tego kurczaka na obiad. Przyrządzę go tak, jak lubisz – zaproponował z uśmiechem Harry, zbierając ze stołu naczynia.
- Niestety kurczaka nie będzie… Horan go uprowadził.
Wbiłem wzrok w widok naszego ogrodu za oknem, który wydał mi się nader interesujący, gdyż chciałem wyrzucić z myśli Liama. Niezbyt mi się to udało, gdyż mój przyjaciel ciągle w nich siedział.
- Czyli jemy dziś na mieście… – podsumował Lou, wyciągając się na krześle i klepiąc po brzuchu.
- …a Horan płaci – dokończyłem, wstając i kierując się do swojego ‘mieszkania’.

~*~

Wolałam chyba nie wiedzieć, ile muffinek pochłonęłam w ciągu dwóch godzin spędzonych w Starbucksie, choć z drugiej strony nie miało to większego znaczenia. Gdy pora obiadowa zaczęła zbliżać się wielkimi krokami, niechętnie opuściłam lokal i wróciłam do domu. Pomimo, że sama nie byłam zbytnio głodna, przygotowałam szybko jakieś danie, bo nigdy nie wiadomo, kiedy ojciec raczy wrócić do mieszkania. Patrząc na to inaczej, zapewne i tak, gdyby wrócił, oczywiście, wybrałby się do jednej z drogich restauracji w mieście z kimś, kto z pewnością nie byłby jego córką. Wzdychając lekko, pozbyłam się ponurych myśli i popędziłam do sypialni. Od razu rzuciłam się na laptopa, z którym rozłożyłam się na łóżku. Nowa wiadomość już na mnie czekała. Szkoda tylko, że nie od tej osoby, od której chciałabym ją otrzymać…

~*~
Nando’s.
Bo gdzie indziej moglibyśmy pójść, kiedy to Niall Horan miał wybór?
No właśnie – tylko tam.
Blondyn niezbyt przejął się faktem, iż musi zapłacić za całą naszą piątkę i tylko cieszył się, że może w końcu zjeść w swoim ulubionym lokalu. Uśmiechał się nieprzerwanie podczas pochłaniania w szybkim tempie swojego dania, co chwilę chwytając telefon i odpowiadając na przychodzące na niego wiadomości.
Coś było nie tak. Zdecydowanie.
Nikt jednak o nic nie zapytał, gdyż chłopcy byli zbyt zszokowani postępowaniem naszego przyjaciela.
- Z kim ty tam tak esemesujesz, Niall? – zapytałem, chcąc zaspokoić naszą ciekawość. – Od kiedy ty w ogóle sprawdzasz telefon podczas posiłku? Przecież jedzenie jest święte! – Przedrzeźniałem się z nim.
Irlandczyk oderwał się tylko na moment od dania i ekranu swojego białego iPhona, by spojrzeć na mnie z politowaniem, a potem powrócił do swych poprzednich zajęć, wpychając sobie mięso do ust. Louis skomentował wszystko śmiechem, a Zayn wciąż powoli żuł swojego kurczaka, jakby czekając na dalszy rozwój akcji. Harry za to mało przejmując się tym, co dzieje się przy naszym stole, oglądał się za jakąś laską, siedzącą niedaleko nas. A nawet dwoma.
- Od kiedy po drugiej stronie jest nasz śliczna fanka imieniem April! – odparł wielce zadowolony Horan. – Poza tym, piszemy na Twitterze.
Tego się nie spodziewałem.
Nikt się nie spodziewał.
A w szczególności nie Zayn, który aż zadławił się swoim ulubionym kurczakiem.
- Louis, weź go klepnij! – poleciłem szybko, a Tommo szybko wykonał polecenie. Gdybym siedział obok bruneta, sam bym to zrobił, jednak obecnie nie miałem takiej możliwości. Malik dochodził do siebie przez moment.
Niall za to zdawał się niczego nie zauważyć. Cały czas wpatrywał się w telefon i dopiero po dłuższej chwili zmarszczył brwi, podnosząc wzrok.
- Nie odpisałeś jej – powiedział jakby z wyrzutem, spoglądając na Muzułmanina.
- O czym ty mówisz? – Zayn spojrzał na niego, wycierając usta serwetką i nie wiedząc, o co chodzi. Sam też chciałem wiedzieć.
- Dlaczego jej nie odpisałeś? – Tym razem z ust blondyna padło pytanie.
- Niall, nie wiem o co ci chodzi. Komu miałem odpisać? April…?
- No a komu?! – oburzył się Irlandczyk.
- Ciekawe tylko, na co, skoro ona się do mnie nie…
Nialler nie dał mu skończyć , tylko podsunął Malikowi swój telefon pod nos. Na jego twarzy momentalnie wymalowało się zaskoczenie i nerwowo zaczął szukać swojego BlackBerry. Chcąc się dowiedzieć, co takiego brązowowłosa napisała, Louis nachylił się w kierunku Zayna, by widzieć ekran iPhona.
- ‘I DMed Zayn, but He didn’t DM me back’ i smutna buźka – odczytał na głos i na chwilę zamilkł. – Och, Zayn, jak mogłeś?! – Udając oburzonego, Tomlinson uderzył go w ramię.
Przebywaliśmy w miejscu publicznym, a oni jak zwykle zachowywali się jak jakieś dzikusy. Złapałem się za głowę.
- Dzieci, spokój mi tu! – warknąłem na nich. – Ogarnijcie się łaskawie.
Spojrzeli na mnie lekko zaskoczeni. Nawet Harry zaprzestał wysyłania jakichś dziwnych wiadomości na migi do tamtych dwóch dziewczyn.
- Spokojnie, tato, bo ci ciśnienie skoczy – zaśmiał się Styles, klepiąc mnie w ramię.
Nie było mi wcale do śmiechu, więc szybko strzepnąłem jego rękę.
- Już dawno mi skoczyło – mówiąc to, podniosłem się z miejsca. – Dorośnijcie może, co? Zobaczymy się w domu.
Szybko opuściłem lokal, ignorując ich nawoływania.
Wiedziałem, że ona namiesza, wiedziałem! A teraz już dwóch idiotów będzie wariować na jej punkcie.
Po prostu pięknie.
Kopiąc leżący mi na drodze kamyk, naciągnąłem kaptur na głowę i ruszyłem w kierunku naszego kompleksu. Nie obchodziło mnie, że dzielił mnie od niego spory kawałek i najlepiej byłoby złapać taksówkę.
Potrzebowałem spaceru. Musiałem się przewietrzyć.

***
Może tak na początek... WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO Z OKAZJI DNIA KOBIET! ;D Dostałyście prezenty od naszych chłopców? ;) Bo u mnie w pokoju stoi z wazonie ogrooomny bukiet róż od Zayna huehue <33 Jakie ciekawe niespodzianki dziś otrzymałyście?
Osobiście lubię ten rozdział, a Wy? Podoba się? Mam nadzieję, że tak, bo BARDZO SIĘ STARAŁAM. No i jest o wiele dłuższy ;)) Podobnie jak EIGHT jest efektem mojego nocnego tworzenia haha.
Praca nad 10 stanęła w miejscu i nie wiem kiedy będę miała wenę i czas, by go napisać... A mam naprawdę tylko niewielki kawałek :( Dlatego też nowy rozdział nie pojawi się przez najbliższe dwa tygodnie - tego jestem pewna. Bardzo mi z tego powodu przykro, ale naprawdę mam w chwili obecnej tyle problemów i zmartwień na głowie, że nie daję rady. Już i tak latam co tydzień do psychologa... -,-'
Mam nadzieję, że mnie nie zabijecie :) Postaram się, żeby TEN był jak najlepszy, jednak nie mogę tak sobie dać tam nie wiadomo czego, gdyż muszę trzymać się planu tej historii ;p
Do 'zobaczenia' za 2 tygodnie (tzn. pewnie w weekend 24-25.03)!