Nie przypuszczałem, że Malik tak zareaguje. A tym bardziej, że się aż tak zdenerwuje. Wściekły rzucił się w geście rozpaczy ku koszowi na śmieci i zaczął w nim szukać listu od brązowowłosej. Kiedy już go znalazł, rozprostował kartkę jak najdokładniej mógł i przyciskając ją do piersi, w szybkim tempie ruszył z powrotem do swojej sypialni, jednocześnie rzucając mi groźne spojrzenie. Zastąpiłem mu drogę tuż przed samym wejściem.- Zayn, ona mi się nie podoba – wyznałem, patrząc przyjacielowi w oczy i kładąc mu rękę na ramieniu. – Ona jest… - zaciąłem się, nie wiedząc, co właściwie powiedzieć. Nie umiałem tego określić. – Mam jakieś złe przeczucia, co do niej, okay?
W odpowiedzi cisnął we mnie piorunami w oczu.
- Sprawdź może, czy masz wszystko w porządku z głową, Payne – syknął i mijając mnie, wyszedł z pokoju.
Kiedy po paru sekundach otrząsnąłem się z lekkiego szoku i się za nim obejrzałem, ujrzałem tylko drzwi, które zatrzasnął mi przed nosem.
Zabolało.
Ogarnął mnie smutek. Rzadko kiedy zdarzało nam się kłócić, a już na pewno nie o dziewczynę, szczególnie, że mi na niej nie zależało. Malikowi chyba jednak wręcz przeciwnie. W głowie mi się nie mieściło, że naszą sprzeczkę mogła spowodować jedna fanka, którą ledwo, co poznaliśmy! Westchnąłem, przecierając twarz dłońmi.
Co kobiety z nami robią…
Powoli schyliłem się i zacząłem zbierać z podłogi porozrzucane śmieci. Musiałem znaleźć sobie zajęcie, zrobić cokolwiek, byleby nie myśleć o naszej małej kłótni. Szkoda tylko, że później problem okazał się nie tak mały, jak myślałem(…).
W odpowiedzi cisnął we mnie piorunami w oczu.
- Sprawdź może, czy masz wszystko w porządku z głową, Payne – syknął i mijając mnie, wyszedł z pokoju.
Kiedy po paru sekundach otrząsnąłem się z lekkiego szoku i się za nim obejrzałem, ujrzałem tylko drzwi, które zatrzasnął mi przed nosem.
Zabolało.
Ogarnął mnie smutek. Rzadko kiedy zdarzało nam się kłócić, a już na pewno nie o dziewczynę, szczególnie, że mi na niej nie zależało. Malikowi chyba jednak wręcz przeciwnie. W głowie mi się nie mieściło, że naszą sprzeczkę mogła spowodować jedna fanka, którą ledwo, co poznaliśmy! Westchnąłem, przecierając twarz dłońmi.
Co kobiety z nami robią…
Powoli schyliłem się i zacząłem zbierać z podłogi porozrzucane śmieci. Musiałem znaleźć sobie zajęcie, zrobić cokolwiek, byleby nie myśleć o naszej małej kłótni. Szkoda tylko, że później problem okazał się nie tak mały, jak myślałem(…).
~*~
Powrót do domu był okropny.
Praktycznie całą podróż spędziłam na spaniu, jedzeniu, czy raczej napychaniu się, czym popadnie w niekontrolowanych ilościach i tempie, oraz oczywiście słuchaniu muzyki. Zazwyczaj uwielbiałam zamykać się w moim małym królestwie, zwanym też moją sypialnią, które oddzielało mnie od okropnego świata zewnętrznego, jednak tym razem, gdy się tam znalazłam, momentalnie poczułam brak czegoś istotnego. Mimo, że wszystko stało na swoim miejscu, tak, jak zostawiłam to przed dwoma dniami, coś było nie tak.
Porzucając niedbale walizkę i torbę na środku pomieszczenia, zaczęłam wolno obchodzić je dookoła, rozglądając się dokładnie. W końcu zatrzymałam się, przejeżdżając ręką po jednym z plakatów wiszących na ścianie. Widniało na nim pięciu chłopaków, na których koncercie byłam poprzedniego wieczoru i którymi jeszcze ponad dwanaście godzin temu spędzałam czas w hotelowym apartamencie. Nie wiedziałam, jakim cudem zdążyłam przywiązać się do tych pięciu wariatów w zaledwie kilka godzin, gdyż nigdy wcześniej mi się to nie zdarzyło.
Czy może raczej 4 wariatów i gbura…
Potrzebowałam więcej czasu, by się z kimś lepiej związać, jednak więź, która mnie z nimi połączyła była mocna. Ulegała ona teraz powolnemu rozrywaniu, spowodowanemu rozłąką. A to bolało. I to cholernie.
Kolejne dni mijały dość szybko ku mojemu zdziwieniu, ale także zadowoleniu, gdyż uczucie wewnętrznej pustki towarzyszyło mi przez cały czas. Starałam się ograniczać myślenie o chłopakach do minimum, jednak, co jakiś czas, gdyż przestałam się na chwilę pilnować, pojawiali się w mojej głowie. Miałam nadzieję, czy może raczej modliłam się w duchu, o to by któryś z nich napisał, dał mi jakikolwiek znak, że o mnie pamiętają, jednak bałam się rozczarowania. Dlatego też nawet nie zbliżałam się do komputera.
Piątek był dniem bardziej radosnym od innych. Nie poszłam do szkoły, gdyż z rana byłam umówiona na wizytę u ortodonty. Rok szkolny zbliżał się ku końcowi, więc nie było z resztą, po co siedzieć w budzie, skoro niczego się już nie uczyliśmy. Kiedy w końcu po dwóch latach męczarni pozbyłam się całego metalowego ustrojstwa z ust, z uczuciem dziwnej lekkości, wolności i swobody, udałam się do centrum miasta. Spacerowałam raźnym krokiem po rynku, uśmiechając się praktycznie przez cały czas i prezentując obcym mój piękny zgryz. Dopiero później uświadomiłam sobie, że z pewnością wyglądałam jak chora na głowę idiotka.
Zaszyłam się przy jednym ze stolików w kącie Starbucksa znajdującego się niedaleko z dużym kubkiem świeżo zaparzonej kawy i pysznie wyglądającą muffinką z kawałkami czekolady. Nie przepadałam za kawą i nie piłam jej często, gdyż zdecydowanie wolałam na przykład sok pomarańczowy, lecz tym razem wyjątkowo miałam na nią ochotę. Biorąc łyk napoju, wydobyłam z torebki telefon. Dopiero teraz zdecydowałam się stawić czoło ‘obawom’ i wejść na Twittera, co chwilę potem zrobiłam. Na pierwszy rzut oka wszystko wyglądało zwyczajnie, dokładnie tak samo, jak każdego innego dnia. Z racji dość wczesnej pory, niewiele osób z Polski cokolwiek pisało, gdyż wszyscy mieli lekcje, chyba, że tak jak ja – siedział na telefonie. Uśmiechnęłam się triumfalnie pod nosem, ciesząc się, że ja nie muszę męczyć się na zajęciach z fałszywymi ludźmi z mojej klasy i nauczycielami, którzy z pewnością najchętniej rozstrzelaliby nas wszystkich na miejscu. Ugryzłam babeczkę, włączając ‘mentions’ i patrząc na nowe, skierowane do mnie tweety. Chciałam odpisać na jednego z nich, jednak nie miałam okazji, gdyż przez przypadek włączyłam skrzynkę z wiadomościami bezpośrednimi. W tym momencie moje serce zaczęło mocniej bić, a kawałek ciastka utknął mi w gardle. Przełknęłam go z trudem, następnie szybko zapijając kawą i podsunęłam sobie telefon tuż pod sam nos.
To niemożliwe…!
Kilkakrotnie przeczytałam treść i nazwę nadawcy najnowszej wiadomości, a później weszłam na jego profil. Przygryzłam nerwowo wargę, czekając aż strona się załaduje i wpatrując w jeden punkt, gdzie powinna pojawić się jedyna rzecz, która mogła potwierdzić moją nadzieję. I zobaczyłam. Obok nazwy użytkownika widniał biało-niebieski znaczek, świadczący o weryfikacji konta. Szeroki uśmiech momentalnie zagościł na mojej twarzy.
NAPISAŁ!!!
Praktycznie całą podróż spędziłam na spaniu, jedzeniu, czy raczej napychaniu się, czym popadnie w niekontrolowanych ilościach i tempie, oraz oczywiście słuchaniu muzyki. Zazwyczaj uwielbiałam zamykać się w moim małym królestwie, zwanym też moją sypialnią, które oddzielało mnie od okropnego świata zewnętrznego, jednak tym razem, gdy się tam znalazłam, momentalnie poczułam brak czegoś istotnego. Mimo, że wszystko stało na swoim miejscu, tak, jak zostawiłam to przed dwoma dniami, coś było nie tak.
Porzucając niedbale walizkę i torbę na środku pomieszczenia, zaczęłam wolno obchodzić je dookoła, rozglądając się dokładnie. W końcu zatrzymałam się, przejeżdżając ręką po jednym z plakatów wiszących na ścianie. Widniało na nim pięciu chłopaków, na których koncercie byłam poprzedniego wieczoru i którymi jeszcze ponad dwanaście godzin temu spędzałam czas w hotelowym apartamencie. Nie wiedziałam, jakim cudem zdążyłam przywiązać się do tych pięciu wariatów w zaledwie kilka godzin, gdyż nigdy wcześniej mi się to nie zdarzyło.
Czy może raczej 4 wariatów i gbura…
Potrzebowałam więcej czasu, by się z kimś lepiej związać, jednak więź, która mnie z nimi połączyła była mocna. Ulegała ona teraz powolnemu rozrywaniu, spowodowanemu rozłąką. A to bolało. I to cholernie.
Kolejne dni mijały dość szybko ku mojemu zdziwieniu, ale także zadowoleniu, gdyż uczucie wewnętrznej pustki towarzyszyło mi przez cały czas. Starałam się ograniczać myślenie o chłopakach do minimum, jednak, co jakiś czas, gdyż przestałam się na chwilę pilnować, pojawiali się w mojej głowie. Miałam nadzieję, czy może raczej modliłam się w duchu, o to by któryś z nich napisał, dał mi jakikolwiek znak, że o mnie pamiętają, jednak bałam się rozczarowania. Dlatego też nawet nie zbliżałam się do komputera.
Piątek był dniem bardziej radosnym od innych. Nie poszłam do szkoły, gdyż z rana byłam umówiona na wizytę u ortodonty. Rok szkolny zbliżał się ku końcowi, więc nie było z resztą, po co siedzieć w budzie, skoro niczego się już nie uczyliśmy. Kiedy w końcu po dwóch latach męczarni pozbyłam się całego metalowego ustrojstwa z ust, z uczuciem dziwnej lekkości, wolności i swobody, udałam się do centrum miasta. Spacerowałam raźnym krokiem po rynku, uśmiechając się praktycznie przez cały czas i prezentując obcym mój piękny zgryz. Dopiero później uświadomiłam sobie, że z pewnością wyglądałam jak chora na głowę idiotka.
Zaszyłam się przy jednym ze stolików w kącie Starbucksa znajdującego się niedaleko z dużym kubkiem świeżo zaparzonej kawy i pysznie wyglądającą muffinką z kawałkami czekolady. Nie przepadałam za kawą i nie piłam jej często, gdyż zdecydowanie wolałam na przykład sok pomarańczowy, lecz tym razem wyjątkowo miałam na nią ochotę. Biorąc łyk napoju, wydobyłam z torebki telefon. Dopiero teraz zdecydowałam się stawić czoło ‘obawom’ i wejść na Twittera, co chwilę potem zrobiłam. Na pierwszy rzut oka wszystko wyglądało zwyczajnie, dokładnie tak samo, jak każdego innego dnia. Z racji dość wczesnej pory, niewiele osób z Polski cokolwiek pisało, gdyż wszyscy mieli lekcje, chyba, że tak jak ja – siedział na telefonie. Uśmiechnęłam się triumfalnie pod nosem, ciesząc się, że ja nie muszę męczyć się na zajęciach z fałszywymi ludźmi z mojej klasy i nauczycielami, którzy z pewnością najchętniej rozstrzelaliby nas wszystkich na miejscu. Ugryzłam babeczkę, włączając ‘mentions’ i patrząc na nowe, skierowane do mnie tweety. Chciałam odpisać na jednego z nich, jednak nie miałam okazji, gdyż przez przypadek włączyłam skrzynkę z wiadomościami bezpośrednimi. W tym momencie moje serce zaczęło mocniej bić, a kawałek ciastka utknął mi w gardle. Przełknęłam go z trudem, następnie szybko zapijając kawą i podsunęłam sobie telefon tuż pod sam nos.
To niemożliwe…!
Kilkakrotnie przeczytałam treść i nazwę nadawcy najnowszej wiadomości, a później weszłam na jego profil. Przygryzłam nerwowo wargę, czekając aż strona się załaduje i wpatrując w jeden punkt, gdzie powinna pojawić się jedyna rzecz, która mogła potwierdzić moją nadzieję. I zobaczyłam. Obok nazwy użytkownika widniał biało-niebieski znaczek, świadczący o weryfikacji konta. Szeroki uśmiech momentalnie zagościł na mojej twarzy.
NAPISAŁ!!!
***
Nudy, nudy, nudy...
Naprawdę przepraszam za ten rozdział! Niespecjalnie mi się podoba ;/ Mam nadzieję, że jakoś uda mi się odpłacić 9, która jest już prawie gotowa ;> I dłuższa od reszty!
Ostatni tydzień spędziłam w domu i pisałam, ile mogłam. Gdybyście mnie wiedzieli, jak w nocy w niedzieli na poniedziałek nagle się obudziłam, stwierdzając, że muszę coś napisać. Potem śmiałam się sama z siebie. Ale spędziłam całe półtorej godziny z zeszytem i długopisem, skrobiąc coś przy świetle nocnej lampki.
Obecnie powinnam uczyć się biologii, ale jak zwykle mi nie idzie i piszę... Tak, ja uwielbiam uciekać. 10 już się robi! ;) Naprawdę, nie umiem normalnie funkcjonować bez pisania. Szlajam się po domu i tylko myślę, co by tu dopisać, jak mają potoczyć się losy bohaterów. Chyba wariuję! xD
Myślę, że NINE pojawi się gdzieś koło połowy przyszłego tygodnia, może ewentualnie w następną niedzielę, ale raczej wątpię... Zobaczymy, co będzie ;) Bo jak na razie to zapowiada się ciężki tydzień...
Buziaki <3