Postanowiłam pojawić się tu już dziś razem z nowym rozdziałem & wyglądem bloga, który możecie podziwiać w zasadzie od wczorajszego wieczora. Co sądzicie? :)
Oczywiście w związku z tym, że rozdział zamieszczam dziś, nie będzie go w piątek, to chyba logiczne, nie? Pozostaje jeszcze pytanie, czemu dziś... W sumie to sama nie wiem. Ale pewnie nakłoniły mnie do tego pewne zmiany, co prawda nie do końca planowane, które zostałam zmuszona wprowadzić w kolejnych rozdziałach. Mam nadzieję, że Was nie zawiodę i będziecie nimi zadowoleni ;)
W porównaniu (zapewne) do większości z Was, ja nie mam jeszcze wakacji... A chciałabym ;d Mimo to, staram się jak najwięcej pracować nad notkami, choć ostatnio poświeciłam się trochę pracy na konkurs (chodzi o 1DFF oczywiście). Przy okazji chciałam podziękować za pomoc przy nim tradycyjnie @Dee_Directioner, @JBluvsBabycakes & @xAniua (jej także za duchowe wsparcie przy całej katordze z ustawianiem szablonu na blogu!).
Jak zawsze mogę na Was liczyć <3
***
Idąc korytarzem,
napotkałem wychodzącą z łazienki Zayna, April. Dziewczyna przystanęła zdziwiona
w miejscu, podobnie jak ja.
- Co tu robisz? -
zapytałem, marszcząc brwi.
- Eleanor zajęła
łazienkę na górze, więc Zayn pozwolił mi skorzystać ze swojej – wyjaśniła.
- Co Zayn Ci
pozwolił?
On zawsze musiał
mieć osobą łazienkę. I rzadko się zdarzało, żeby kogokolwiek do niej wpuszczał.
Widocznie nieźle go trafiło.
– Swoją drogą,
gdzie on jest? – odezwała się po chwili ciszy, jaka zapanowała między nami.
- Źle się poczuł i
kazałem mu się położyć – powiedziałem, łapiąc ją lekko za nadgarstek. - Chodźmy
stąd, nie przeszkadzajmy mu. – Nie czekając na odpowiedź, zaprowadziłem ją na
dół, a następnie do części mieszkalnej Larrego. Chłopaków jednak nigdzie nie
było widać, wiec wzruszając lekko ramionami, od razu skierowałem się do kuchni,
gdzie dopiero zorientowałem się, że wciąż kurczowo trzymam rękę dziewczyny.
- Wybacz -
mruknąłem, uwalniając ja z uścisku. Skinęła tylko lekko głowa. - Masz ochotę na coś ciepłego?
- Chętnie, a co
proponujesz? - Zajęła miejsce na jednym z krzeseł przy stole.
- Kawa, herbata,
kakao... Na co tylko masz ochotę. - Uśmiechnąłem się w jej kierunku, otwierając
jedna z szafek na górze. Musiałem jakoś się zrewanżować za moje wcześniejsze,
idiotyczne zachowanie. Było mi z tego powodu głupio, bo w sumie… Nic do niej
nie miałem.
- Poproszę kakao!
- Czyli kakao razy
dwa... - mruknąłem do siebie pod nosem, sięgając po opakowanie z ciemnym
proszkiem i kładąc je na blacie. Otwierając inne drzwiczki, zrobiłem to samo z
dwoma dużymi, kolorowymi kubkami.
~*~
Uważnie
obserwowałam Payne'a przygotowującego dla nas napoje. Na nowo głowę zaczęła
zaprzątać mi sprawa jego kontaktów z Malikiem. Nie pytałam jednak żadnego z
nich o to wcześniej, gdyż nie chciałam się więcej wtrącać. Musieli to załatwić
między sobą.
Ponownie spojrzałam
na chłopaka, który był na etapie sypania kakao, czy raczej nakładania go...
widelcem.
- Och, poważnie? -
Zrobiłam wielkie oczy. - Nie przypuszczałam, że dane mi będzie zobaczyć coś
takiego na żywo - zaśmiałam się.
Lekko zmieszany
podrapał się w tył głowy.
- Daj, ja to
zrobię- zaoferowałam, szybko wstając i otwierając ostatnią z szuflad,
znajdującą się w szafce na drugim końcu pomieszczenia. Chwyciłam jedną z
leżących w niej łyżek i zabierając kakao Liamowi, odmierzyłam odpowiednią ilość
do każdego z kubków.
- Skąd wiedziałaś,
gdzie są... łyżki? - zapytał zdziwiony, a ja obróciłam głowę w jego stronę.
- Eleanor mi
pokazała - wyjaśniłam krótko, mieszając płyn z proszkiem. - Powiedz mi, Liam...
– zaczęłam po chwili, podając mu jedno z naczyń, a on podziękował mi skinieniem
głowy. - Między tobą a Zaynem… Wszystko już w porządku?
Cisza jaka
zapanowała na kilka straszliwie długich dla mnie sekund, była denerwująca.
Obawiałam się, że nie dostanę zadowalającej odpowiedzi.
- Tak, myślę, że
tak.
Odetchnęłam z ulga.
- To bardzo się
cieszę!
Przytuliłam go. W
zasadzie sama nie wiedziałam, czemu.
Zaczynało nam się
jakoś układać - chyba spokojnie mogłam to przyznać, jeśli o mnie i Payne'a
chodziło. Picie kakao stało się naszym codziennym i to nawet kilkorazowym,
rytuałem. Z Zaynem za to prawie się do siebie nie odzywaliśmy od tego… dość
krępującego incydentu. Nasz kontakt ograniczał się w większości wysyłanych od
czasu do czasu przez jedno lub drugie ukradkowych spojrzeń.
Tak było i tym
razem.
Siedzieliśmy przy
stole, pijąc już drugie tego dnia kakao. Stojące na jednej z szafek radio,
umilało nam czas wydawanymi z siebie dźwiękami. Od soboty prawie nieustannie
padało i w zasadzie nikomu nie chciało się wystawiać nosa za drzwi i wyjść na
dwór, czy jak w przypadku Zayna - za próg sypialni, choć jego problemem
niekoniecznie była niesprzyjająca, choćby jego włosom, pogoda. Kiedy już się
pojawiał, najczęściej brał to, czego akurat potrzebował lub nawet na zapas, a
potem ponownie na jakiś czas znikał, ewentualnie zamieniając po drodze parę
słow z którymś z chłopaków.
Payne zaglądał do
niego najczęściej, jak się dało. Mimo, iż mieszkałam naprzeciw niego, gdyż
właśnie w jego części znalazł się dla mnie wolny kąt, sama nie zrobiłam tego ani
razu. Widocznie nie miałam wystarczająco odwagi na coś takiego. Prawdopodobnie
jeszcze bardziej zniechęcała mnie świadomość, iż Malik nie był jakoś specjalnie
chętny do rozmowy, wiec Daddy Direction opuszczał go po bardzo krótkim czasie.
Westchnęłam przeciągle,
podpierając głowę na ręce i zerkając w prawo. To, co ujrzałam, nie zdziwiło
mnie już ani trochę. Ba, wręcz przeciwnie - od jakiegoś czasu stało się moja
codziennością!
- Czy ktoś mi w
końcu, do cholery, wyjaśni, jakim cudem pije kakao z Liamem Payne'em w kuchni,
w której na co dzień urzęduje Harry Styles, podczas gdy Niall Horan opróżnia mu
po raz kolejny lodówkę, wspomniany już wyżej gospodarz obecnie urzęduje na
kanapie z Louisem Tomlinsonem, a Zayn Malik, którego nam tu brak, siedzi
naburmuszony w swoim pokoju?
- Masz szczęście. -
Zrozumienie tego, co powiedział blondyn, przyszło mi z trudem. Ale zrozumiałam.
- Jeśli tak chcesz
to ująć - mruknęłam, wbijając wzrok w brązowy płyn do polowy wypełniający mój
czerwony kubek. Upiłam jeszcze łyk.
Głos spikera
radiowego rozległ się nagle w całym pomieszczeniu, przerywając panującą ciszę,
zakłócaną do tej pory jedynie od czasu do czasu mlaskaniem blondyna.
- Już w najbliższy
poniedziałek, dziewiątego lipca, w naszym studio będziemy gościć wasz ulubiony
boysband One Direction! – Usłyszałam. Wzięłam kolejny łyk napoju, analizując
to, co zostało powiedziane. - Zapytamy, między innymi, jak to jest u nich z
poszukiwaniem miłości i w jaki sposób przygotowują się do kolejnej trasy
koncertowej, która startuje już we wrześniu…
Nie słuchałam
dłużej, nie miałam, po co. I tak praktycznie cały czas skupiałam się na
pierwszym wypowiedzianym przez mężczyznę zdaniu.
Najbliższy
poniedziałek. Dziewiąty lipca.
- Którego dziś
mamy? – zapytałam, nerwowo rozglądając się po pomieszczeniu w poszukiwaniu
kalendarza. Żadnego jednak nie dostrzegłam.
- Piątek, szóstego
lipca – odpowiedział Payne, zajadając się kawałkiem ciasta marchewkowego, które
Harry upiekł wczoraj z Louisem. Swoja droga, świetnie im wyszło. – A co?
Szósty lipca…
- A nic, nic. Czas
z wami tak mi leci, że straciłam rachubę i tyle – wyjaśniłam szybko, mówiąc
pierwsza rzecz, jaka przyszła mi na myśl.
W sumie nie było to
kłamstwo. Naprawdę nie zdawałam sobie sprawy, ile czasu minęło od mojego
przyjazdu, ile już tu byłam. Jak się okazało – calutki tydzień. Zupełnie
nieświadomie…
Szósty lipca. CHOLERA.
~*~
Wilgotność
przepełniająca powietrze zdecydowanie nie sprzyjała idealnie ułożonej fryzurze.
W szczególności mojej. Musiałem jednak wyjść, więc zerknąłem w lustro, po raz
ostatni poprawiając włosy.
I tak zaraz cały wysiłek pójdzie na marne...
Zdecydowanie nie
podobała mi się ta myśl. Zdecydowanie nie. Zaciskając jednak zęby, zarzuciłem
na siebie skórzaną kurtkę i wyszedłem na korytarz. Cicho stąpając, udałem się w
kierunku wyjścia, przedostając się do niego prawie bezszelestnie. Wszyscy byli
zbyt zajęci sobą, by zauważyć, że opuszczam dom, więc w sumie nie musiałem się
skradać. Ostrożności jednak nigdy za wiele. Uprzednio lekko się krzywiąc,
wyszedłem na dwór.
Czułem, jak nałóg
wzywa mnie coraz głośniej.
~*~
Przed oczami mignął
mi tylko fragment czarnej kurtki. Przystanęłam na moment, jednak zaraz się
otrząsając, ruszyłam w odpowiednim kierunku. Odniosłam wrażenie, że kompletne
rozpogodzenie, które nastąpiło, było dla mnie jakimś znakiem. Bez ociągania się
zgarnęłam z sypialni kilka potrzebnych rzeczy, które następnie wylądowały w
małej torebce, a ja założyłam na siebie cienki płaszczyk.
Przechodząc obok
pokoju Malika, przystanęłam na moment. Nie wiem, czemu akurat teraz mi się na
to zebrało, jednak zapukałam. Nie otrzymawszy żadnej odpowiedzi, powtórzyłam
czynność jeszcze dwa razy, a przy kolejnym zwyczajnie pociągnęłam za klamkę.
Drzwi ustąpiły bez problemu, a ja niepewnie zajrzałam do środka. Omiotłam
wzrokiem całe pomieszczenie, jednak...
Nie znalazłam w nim
chłopaka, którego, gdzieś w głębi, miałam cichą nadzieję zobaczyć.
To on wyszedł.
Londyńskie ulice na
nowo zaczęły tętnic życiem. Wszyscy znów gdzieś się śpieszyli; na ulicach roiło
się od aut, a na chodnikach od przechodniów. Nie miałam zbytnio ochoty wciskać
się do i tak już zatłoczonego autobusu, więc pomimo braku czasu, zdecydowałam
się pokonać choćby część dystansu na nogach. Dwie przecznice dalej bez wahania
zeszłam jednak do stacji metra, którym parę minut później mknęłam już
podziemnymi tunelami.
Wysiadłam, uważając
na szczelinę między drzwiami kolejki a krawędzią peronu, a następnie pomknęłam
w kierunku wyjścia. Zwolniłam odrobinę, będąc już na powierzchni. Rozejrzałam
się szybko po znajomej okolicy, usiłując odtworzyć sobie w głowie obraz tego
miejsca z czasu mojej ostatniej krótkiej wizyty. Nic się tu nie zmieniło przez
tych kilka miesięcy. Mając świadomość, że czas mnie nagli, przecięłam ulicę i
weszłam do jednego z małych lokali, a konkretniej do kwiaciarni. Pracująca tam
kobieta spokojnie mnie kojarzyła, gdyż zdarzało mi się przychodzić tu, co dwa,
trzy dni w ciągu połowy czy nawet całego miesiąca - zależało, jak długo miał
trwać mój pobyt. Później znikałam na kolejne kilka tygodni, by następnie wpaść znów
na chwile, kolejno ponownie, wyjechać...
I tak w kółko.
Liczyłam, że znajdę
w sklepiku to, czego chciałam i tak też się stało. Już z progu ujrzałam Jej ulubione kwiaty, wstawione do
jednego z dużych wazonów.
- Dzień dobry -
odezwałam się cicho, zamykając za sobą drzwi. Stojąca za ladą kobieta nie była
ani trochę zdziwiona moim widokiem. Uśmiechnęłam się pogodnie.
- Witaj, kochanie.
Tak czułam, że wkrótce się zjawisz - przyznała szczerze, a na moją twarz wkradł
się cień uśmiechu. – To, co zawsze? - zapytała.
Było to tylko
pytanie formalne. Ona dobrze wiedziała, czego potrzebuję.
Przytaknęłam ruchem
głowy, a ona zabrała się do pracy.
- To dziś, prawda?
- Tak - odparłam
krótko, rozglądając się po wnętrzu.
- To pewnie,
dlatego dziś wydają się znacznie piękniejsze i świeższe niż zwykle - odezwała
się po chwili ciszy.
Musiałam przyznać,
że trochę się tu zmieniło. Cały lokal przeszedł widocznie gruntowny remont, bo
ściany były pokryte, widocznie niedawno nałożona, delikatna, cytrynowożółta
farba, dzięki czemu zdawały się promieniować przyjemnym ciepłem.
- Proszę. – Zanim
się zorientowałam, kobieta podawała mi spory bukiet złożony z białych kwiatów.
- Och. – Tylko na
tyle było mnie stać. – On jest… Troszkę za duży. – Zerknęłam przelotnie na cenę
kwiatów. – Nie mam chyba nawet ze sobą tyle pieniędzy, żeby za niego zapłacić…
- To prezent,
płacisz tyle, co zwykle – oznajmiła, a ja nie kryłam zdziwienia. – Pozdrów ją
ode mnie, dobrze?
- Pozdrowię.
Dziękuję bardzo! - Uśmiechnęłam się.
To strasznie miłe.
Podałam jej odpowiednią
sumę, a następnie machając jeszcze lekko na pożegnanie, wyszłam z powrotem na
chodnik. Skręciłam w lewo, obierając z powrotem ten sam kierunek. Czekało mnie
jeszcze kilka minut marszu.
Szara, kamienna
płyta, nie różniła się szczególnie od pozostałych, znajdujących się wokół.
Przeczytałam po raz kolejny wyryty na niej napis i przykucnęłam obok,
przejeżdżając ręką po jej powierzchni. Delikatnie ułożyłam na niej bukiet,
który jak dotąd przyciskałam do siebie.
- Cześć, mamo –
szepnęłam, a później zerknęłam na zegarek. – Chyba jestem na czas, co?
***
Bardzo jestem ciekawa, co o tym sądzicie ;D Czekam więc na opinie!
Po raz kolejny wracając do sprawy do komentarzy... Jestem strasznie wdzięczną każdej osobie, która komentuje. Doszłam do wniosku, że będę cieszyć się taką ich liczbą komentów, jaka jest, bo i tak 'nie uda mi się wam przemówić do rozumu'. Nie zamierzam nikogo błagać o poświęcenie nawet nie pięciu minut i napisanie czegoś.
Jeśli o sondę chodzi, JESTEM W SZOKU! Przy dodawaniu 17 było w niej 76 głosów, a teraz? AŻ 102! Jak wspomniałam, szkoda tylko, że niewiele opinii... Ale mniejsza. Gdybym zobaczyła jakąś wielką liczbę komentarzy, pewnie bym zeszła na zawał.
Wkrótcę zaskoczę Was kolejnym rozdziałem.
Czekajcie cierpliwie! <3
PS Za wszelkie ewentualne błędy przepraszam!
Po raz kolejny wracając do sprawy do komentarzy... Jestem strasznie wdzięczną każdej osobie, która komentuje. Doszłam do wniosku, że będę cieszyć się taką ich liczbą komentów, jaka jest, bo i tak 'nie uda mi się wam przemówić do rozumu'. Nie zamierzam nikogo błagać o poświęcenie nawet nie pięciu minut i napisanie czegoś.
Jeśli o sondę chodzi, JESTEM W SZOKU! Przy dodawaniu 17 było w niej 76 głosów, a teraz? AŻ 102! Jak wspomniałam, szkoda tylko, że niewiele opinii... Ale mniejsza. Gdybym zobaczyła jakąś wielką liczbę komentarzy, pewnie bym zeszła na zawał.
Wkrótcę zaskoczę Was kolejnym rozdziałem.
Czekajcie cierpliwie! <3
PS Za wszelkie ewentualne błędy przepraszam!