Samotność – okazja
na odpoczynek.
Milczenie –
przynosiło ukojenie.
Cisza – otaczała
mnie zewsząd.
One trzy razem były
ze mną ciągle w większej lub mniejszej mierze, nie pozwalając zwariować przez zgiełk
życia codziennego. Towarzyszyły każdego dnia, bez wyjątku, przynosząc ukojenie
dla umysłu i ciała. Pomagały. Zamykanie się w moich czterech ścianach,
kładzenie się na łóżku i spokojne rozmyślanie o tym, co było, jest i będzie –
to część mojej codzienności, ważna część. Jednak tym razem powinno być inaczej.
Tym razem ich nie
chciałem.
Brak odzewu ze
strony dziewczyny nie tyle mnie irytował, co… martwił. Nerwowo krążyłem po
pokoju prawie wydeptując rów w parkiecie, od czasu do czasu podchodząc do
komputera, by odświeżyć pocztę lub sprawdzić, czy nie jest czasem dostępna.
Nic. Za każdym
razem nic.
Lekko zrezygnowany,
usiadłem na skraju łóżka, uderzając pięścią w pościel i przygryzając wargę.
Obiecała.
Nie minęło nawet
dziesięć sekund, kiedy stanąłem z powrotem na nogi, by następnie opuścić
pomieszczenie, głośno zamykając drzwi. Zbiegłem po schodach i chwytając wiszącą
na wieszaku skórę, zarzuciłem ją na siebie. Chwilę później szybko opuszczałem
już nasz kompleks, trzaskając drzwiami frontowymi.
Zdecydowanie zbyt
szybko, by którykolwiek z moich przyjaciół zdążył w jakikolwiek sposób
zareagować.
Wyszedłem na dwór,
wciskając ręce do kieszeni jeansów i obierając nieznany kierunek.
Po kilku minutach
szybkiego marszu, zatrzymałem się gwałtownie, zadzierając głowę do góry i
spoglądając w niebo. Dopiero wtedy zorientowałem się, że pada deszcz.
~*~
Spanie zdecydowanie
nie należało, nie należy i raczej nie będzie należeć do najlepszych form
spędzania wolnego czasu, lecz właśnie to robiłam cały dzień.
Choć leżenia na
łóżku ze słuchawkami w uszach, co chwilę obracając się w inną stronę i owijania
się kocem w nieokreślony sposób, tworząc dość ciekawą plątaninę, raczej tak
nazwać nie można…
Nawet nie wiem,
kiedy w domu zapanowała całkowita cisza.
Dopiero koło południa,
opuściłam swoje cztery ściany, czując okropną pustkę w żołądku. Przechodząc
korytarzem, obok wiszącego tam lustra, aż przystanęłam, spoglądając na swoje
odbicie.
Gdyby mnie ktoś teraz zobaczył… Boże.
Byłam
jednak zbyt głodna, by najpierw iść się umyć.
Znalazłszy
się w kuchni, rzuciłam się ku lodówce, następnie lustrując jej zawartość. Nie
mogłam się zdecydować, a głód był zbyt wielki, by stać i zastanawiać się nad
wyborem, więc zaczęłam jeść, czy raczej wpychać w siebie, wszystko po kolei.
Czując
się najedzona, czy nawet przejedzona, jak nigdy, z lekkim trudem wtoczyłam się
o schodach na piętro, dotarłam do sypialni, a następnie do łazienki, gdzie
spędziłam kolejne dwie godziny. Na koniec z powrotem wylądowałam na łóżku,
owinięta kocem. Spojrzałam w kierunku okna, za którym roztaczał się szarobury
krajobraz. Zamykając oczy, ułożyłam się na miękkiej poduszce. Chwilę potem do
moich uszu dotarł dźwięk uderzających o szybę kropli, który z każdym kolejnym
momentem był coraz głośniejszy.
Zaczęło padać.
~*~
Ostatnią
rzeczą, którą ujrzeliśmy po wyjściu od chłopaków, były plecy Malika, a
następnie zatrzaśnięte przez niego drzwi. Zaskoczeni przystanęliśmy na chwilę,
a później sami rzuciliśmy się ku wyjściu, jednak po Muzułmaninie nie było już
śladu.
-
Co mu się mogło stać? – zapytałem, obracając się w stronę Liama i przy okazji
spostrzegając Harrego wraz z Lou, którzy także wyszli na korytarz, zapewne
zainteresowani, kto taki sprawia, że dom się trzęsie, przez samo zamknięcie
drzwi.
-
To pewnie przez NIĄ – mruknął wyrażanie wkurzony Liam, akcentując ostatnie
słowo i szybko odchodząc.
Chwilę
zajęło mi dojście do tego, że miał na myśli April.
-
Czemu on od razu zakłada, że to przez nią? – zapytałem oburzony.
Lou
tylko wzruszył ramionami, a Harry głośno westchnął.
-
Pojedziemy go poszukać, a ty idź obadaj sytuację.
Skinąłem
tylko głową, a następnie skierowałem się w głąb domu. Przystanąłem jednak na
chwilę, zastanawiając się, co w ogóle powinienem teraz zrobić. Po krótkim
namyśle ruszyłem w tym samym kierunku, co Liam.
Payne
siedział skulony w swoim ulubionym fotelu stojącym w rogu jego sypialni. Cicho
wsunąłem się do środka i wolnym krokiem podszedłem do mebla, następnie przed
nim kucając.
Podniósł
głowę, widocznie niezadowolony moją obecnością.
-
Powiedz mi, Liam, co ty masz do April? – Wypowiedziałem pierwsze słowa, które
przyszły mi na myśl. Nie byłem mistrzem w takich rozmowach. - Naprawdę nie
rozumiem twojej wrogości w stosunku do niej… Przecież na początku było dobrze!
Zmarszczył
brwi i otworzył usta, jednak chwilę potem je zamknął.
-
Chyba nawet sam nie wiesz – stwierdziłem, klepiąc go po kolanie.
-
Nie podoba mi się i tyle, okay? Mam złe przeczucia co do niej… - mruknął
niechętnie, patrząc gdzieś w bok.
-
Och, przestań wierzyć w te swoje przeczucia! Ona jest naprawdę przyjazną osobą.
– Zacisnąłem dłoń na jego nodze.
Zdecydowanie
nie rozumiałem Payna. W tym przypadku nawet bardziej niż Tomlinsona, a tego
człowieka to dopiero trudno było rozgryźć.
-
Niall, nie znasz jej tak naprawdę, więc nie mów, jakby było przeciwnie. Trochę
wspólnie spędzonego czasu i wiadomości na Twitterze jeszcze o niczym nie
świadczy… Jesteśmy gwiazdami, Niall. Każdy może zagrać miłego, żeby tylko się
do nas zbliżyć…
-
Nie będę tego dłużej słuchać! – Gwałtownie podniosłem się do pionu. – Skończ z
tą cholerną zazdrością, Liam! Wiem, że jesteście z Zaynem blisko, ale on umie
się przynajmniej powstrzymać, wiesz? Ty i Lou macie dziewczyny, jesteście
szczęśliwi – świetnie. My nie mamy takiego szczęścia i powinieneś przyjąć do wiadomości
to, że też możemy sobie kogoś znaleźć.
Ze
zdziwienia szerzej otworzył oczy.
-
Chyba przydałoby się raczej wesprzeć przyjaciela w takiej sytuacji… I może
cieszyć się, że Zayn się kimś w końcu zainteresował, bo takie przeżywanie
wszystkiego w samotności, nie wychodzi mu na dobre i dobrze o tym wiesz. –
Miałem już dość tej rozmowy. Żaden z nas nie lubił kłócić się z innym, więc
skrzywiłem się lekko. – Przemyśl to, Liam. Bo jemu chyba naprawdę zależy.
I nie tylko jemu...
Nie
wypowiadając swojej ostatniej myśli na głos, opuściłem pomieszczenie,
zostawiając z tym Payne’a samego.
Nogi
same poniosły mnie do pokoju czarnowłosego, w którym naturalnie go nie zastałem,
gdyż z pewnością nadal gdzieś włóczył się po dworze pośród deszczu. Szanse na
to, że Larry go znalazł były znikome. Kiedy Zayn chciał być sam i nie siedział
w swoim pokoju, znalezienie go było nie lada wyzwaniem.
Dopiero
stojąc na środku pomieszczenia, zorientowałam się, gdzie jestem. Nagle rozległ
się charakterystyczny dźwięk przychodzącego na Skypie połączenia. Wolnym
krokiem podszedłem do biurka, na którym leżał laptop Zayna i lekko uniosłem
jego klapę. W rogu ekranu dostrzegłem powiadomienie o kilkunastu nieodebranych
połączeniach od tej samej osoby, która dzwoniła właśnie w tej chwili. Siadając
na krześle, wcisnąłem ‘odbierz’.
Jakoś
niespecjalnie zaskoczył mnie widok wyraźnie zaniepokojonej April.
-
Niall? – zapytała zaskoczona. – Gdzie jest Zayn?
-
Wierz mi, że sam chciałbym wiedzieć… - odparłem, drapiąc się w tył głowy.
-
Co masz na myśli? Stało się coś? – zaczęła wypytywać, marszcząc brwi. –
Umówiłam się z nim, że porozmawiamy, ale coś mi wypadło i o tym na śmierć
zapomniałam… - zaczęło mówić szybko, odwracając wzrok. – Weszłam i zobaczyłam,
że jest dostępny, więc od ponad pół godziny próbuję się dodzwonić, ale dopiero
teraz ty odebrałeś…
-
Och. – Tylko na tyle było mnie stać.
Na
początku myślałem, że ucieczka Mailka spowodowana była jakąś sprzeczką z
dziewczyną, jednak jej wypowiedź, dała mi inny pogląd na sprawę. Widocznie
czarnowłosy wkurzył się tym, że nie zadzwoniła…
-
Niall, żyjesz?
Głos
dziewczyny wybudził mnie z mojego chwilowego transu.
-
Tak, tak, wybacz, zamyśliłem się. – Zmieszany, zacząłem rozglądać się na boki.
-
Widzę właśnie… - mruknęła. – Pytałam, co z Zaynem. Proszę, powiedz mi.
-
Niecałą godzinę temu wkurzony wyszedł z domu – wyjaśniłem.
-
Och… Co mu się stało?
Widziałem,
że się o niego martwiła. Widziałem. Gdzieś głęboko poczułem lekkie ukłucie,
jednak bardziej zauroczony byłem jej troską. Znów na chwilę odpłynąłem, wpatrując
się w jej twarz na ekranie.
-
Co mu się stało?
-
Pokłócili się z Liamem… - Po części taka była prawda, więc czy skłamałem?
-
Ojej, o co? – wyraźnie się zasmuciła.
Zagryzłem
wargi, wahając się.
-
O ciebie.
Chyba
jednak nie powinienem był tego mówić.
***
Hej, hej, hej! :D
Jak widzicie - rozdział jeszcze w marcu. Doszłam do wniosku, że jutro - w moje urodziny, będę miała chyba lekkie problemy z opublikowaniem go... Dlatego też jest dzisiaj. Cieszycie się? :)
Tak przy okazji - lubię, go naprawdę go lubię. Podoba mi się. A Wam? Mam nadzieję, że tak, bo wierzcie mi - STARAŁAM SIĘ I TO BARDZO. A jeśli ładnie będziecie komentować, to szybko dostaniecie 12, co Wy na to? Może tak koło piątku? ;) Bo w sumie Twelve siedzi sobie grzecznie gotowy w Wordzie tuż przed napisanym już kawałkiem 13 (TAK, MIAŁAM OSTATNIO WENĘ!) i tylko czeka na publikację.
Nie przeciągając dłużej, idę kuć do sprawdzianów i kartkówek, których sama nie wiem, ile jest. Kto to widział, na 3 dni tyle tego wszystkiego zwalać??! -,-'
Much Love <3