PROSZĘ WSZYSTKICH CZYTELNIKÓW O POŚWIĘCENIE KILKU MINUT WIĘCEJ I PRZECZYTANIE TEGO:
Tak, więc, dziś zaczynamy niejako 'od tyłu'... Chcę mieć po prostu pewność, że to przeczytacie (bo mam nadzieję, że to zrobicie).
Jak już zapewne zauważyliście, pod tytułem bloga widnieje napis 'BLOG ZAWIESZONY'. I to jest właśnie zła wiadomość, którą chcę Wam przekazać... Zawieszam. Naprawdę nie chciałam tego zrobić, ale moja sytuacja mnie wręcz do tego zmusza. Muszę poukładać trochę spraw w życiu i się wreszcie ogarnąć, bo inaczej będzie jeszcze gorzej... A blog niejako staje mi na drodze. Absolutnie NIE KOŃCZĘ TEJ HISTORII, nawet nie ma o tym mowy, bo chcę w końcu jakąś moją fantazję dociągnąć do samego końca... :) Poza tym to opowiadanie, ten blog, no i oczywiście Wy, to wszystko jest dla mnie zbyt ważne, żeby z tego zrezygnować. Jestem prawie pewna, że mimo, iż pisanie odsunę na bok, zdarzą mi się momenty, kiedy po prostu chwycę kartkę i długopis, czy otworzę odpowiedni plik w Wordzie i zacznę zwyczajnie dalej coś skrobać.
A teraz coś, nad czym z pewnością się zastanawiacie: KIEDY WRÓCĘ? Nie wiem, naprawdę nie wiem i nie umiem Wam powiedzieć... Może moja nieobecność będzie trwała dwa tygodnie? Może trzy albo i miesiąc? Półtora miesiąca? Początkowo zastanawiałam się nad zawieszeniem aż do końca roku szkolnego, jednak to zdecydowanie zbyt długo i sama bym tyle nie wytrzymała ;d
Zdecydowałam się 'odejść w wielkim stylu', dodając Wam wcześniej czternasty rozdział, który, nie powiem, całkiem mi się podoba. Obiecuję, że postaram się wrócić jak najprędzej z porcją kolejnych notek, stworzonych z wkładem całego mojego serca i mnóstwa energii. Nie zawiodę Was.
A kończąc już, liczę na zrozumienie z Waszej strony, bo z pewnością nie tylko ja mam problemy... Dziękuję Wam i, co ważniejsze, PRZEPRASZAM.
PS Wybaczcie ewentualne błędy, nie miałam czasu już sprawdzić tego rozdziału <3
***
Dopiero
słysząc samą siebie, zorientowałam się, że głos mi się łamał. Zasłoniłam usta
ręką, przebiegając wzrokiem po twarzach obecnych i przykucnęłam, zaciskając
mocno powieki.
Nie rycz, idiotko, nie rycz!
Nie
wiedziałam, co się ze mną dzieje. Nagle poczułam gdzieś wewnątrz szarpnięcie,
jakby ktoś rozrywał mnie od środka. Okropne uczucie.
Słysząc
głos Nialla i czując na plecach jego rękę, stanęłam z powrotem na nogi. Udało
mi się powstrzymać łzy.
-
I’m alright – szepnęłam jak
najpewniej mogłam, rzucając mu przelotne spojrzenie. – Moglibyście też pójść…?
– Spojrzałam jeszcze na Lou i Hazzę.
Tylko
Tomlinson był na tyle inteligentny, by zrozumieć, o co mi chodziło. Chwycił
dwójkę przyjaciół na ręce, krzycząc ‘Idziemy szukać marchwi!’. Oglądałam, jak
ciągnie ich na zaplecze, z lekko uniesioną brwią, dopóki nie zniknęli z mojego
pola widzenia, a dopiero wtedy, biorąc kolejny głęboki wdech, obróciłam się do
pozostałej dwójki. Wcale nie pomagały mi ich wyczekujące spojrzenia.
-
Wiesz… Może usiądź, bo chyba zaraz się przewrócisz… - Niepewnie odezwał się
Zayn, podnosząc z miejsca, widocznie, chcąc mi pomóc.
-
Siadaj – syknęłam, wbijając w niego wzrok, a ten posłusznie wykonał polecenie. –
Sama umiem usiąść.
Powoli
spoczęłam na miejscu, które jeszcze chwilę temu zajmował Louie. Otworzywszy
oczy, ujrzałam lekko kpiącą minę Liama, który wygodnie rozciągnął się w fotelu,
krzyżując ręce na piersi.
-
No więc…? – ponaglił mnie. Zacisnęłam zęby.
-
Tak naprawdę… Nie wiem, co mam wam powiedzieć – westchnęłam, pochylając się
lekko do przodu. – Sądziłam, że będę musiała się jeszcze trochę natrudzić, by
was znaleźć… A nie, ze spotkamy się praktycznie od razu po moim przyjeździe. –
Skrzywiłam się lekko, podnosząc wzrok. Zobaczyłam jak Zayn otwiera usta, by coś
powiedzieć.
-
Nie musisz nic mówić, bo to nie two-
-
Nie wiem, po co tu w ogóle przyjechałaś. – Wszedł mu w słowo Liam, ironicznie
się uśmiechając, a Muzułmanin spiorunował go wzrokiem.
Co się do cholery dzieje…?!
Patrzyłam
na to z szeroko otwartymi oczami.
-
Mógłbyś być trochę milszy? – poprosił szorstkim tonem Malik.
-
Chyba raczej nie – odparł Payne, nie patrząc na niego.
-
Przestańcie… - szepnęłam, jednak oni zdawali się mnie nie słyszeć, dalej
docinając sobie nawzajem.
To jakieś żarty…
-
Zayn, wyjdź – syknęłam w stronę czarnowłosego, jednak nie doczekawszy się
reakcji, kopnęłam go w kostkę. – Wyjdź – powtórzyłam trochę głośniej.
Spojrzał
na mnie zdziwiony, ale widząc zapewne moją minę, powolnym ruchem podniósł się z
kremowego fotela.
-
Jeśli spróbujesz ją jeszcze raz obrazić to… - zaczął, wskazując palcem na
przyjaciela, choć chyba nie można było ich chwilowo określać tym mianem.
-
Powiedziałam WYJDŹ, Malik! – Tym razem krzyknęłam, uderzając ręką w stolik.
Auć. Zabolało.
~*~
Ostrzejsza niż sądziłem.
Zdecydowanie.
Zaskoczyło
mnie zachowanie tej pozornie delikatnej dziewczyny, jednak starałem się
zachować kamienną twarz, nie dając tego po sobie poznać. Wbiłem w nią wzrok oczekując
kolejnego ruchu po tym, jak wywaliła stąd Zayna, a ten chcąc czy nie, musiał
wyjść.
Tym
razem w jej oczach dostrzegłem jakąś nutkę zdecydowania. Widocznie przy Maliku coś
ją powstrzymywało i dopiero teraz mogła swobodniej działać.
Czekałem.
-
Wiesz… Z jednej strony wmawiam sobie, że wiem, czemu mnie tak nienawidzisz. - Zaczęła
swój monolog, a ja zamieniłem się w słuch. - I chyba wolę się tej wersji
trzymać. A z drugiej strony tak naprawdę nie mam bladego pojęcia, czemu…
Wierz mi, sam chciałbym to
wiedzieć.
-
Nie będę się w to zagłębiać. A odpowiadając na twoje wcześniejsze pytanie,
przyjechałam tu, by pogodzić dwójkę wspaniałych przyjaciół, którzy posprzeczali
się, gdyż ja nieświadomie i niepotrzebnie wpieprzyłam się w ich życie. I teraz
zamierzam naprawić swoje błędy.
Wydawała
się naprawdę wierzyć w sens swoich słów; była zdeterminowana. Chciała wszystko
odkręcić, jednak jak zamierzała to niby zrobić? Jak, jeśli, do cholery, ON już się
w NIEJ…
…zakochał?
O
ile nie oni obaj.
-
Nawet nie jesteś w stanie sobie wyobrazić, jak okropnie się teraz czuję, Liam.
Wzdrygnąłem
się na dźwięk swojego imienia, uświadamiając sobie, że na chwilę odpłynąłem.
Dużo mnie ominęło?
-
Bo zdałam sobie sprawę, że rozwalam wam zespół. Mój ulubiony zespół… Sama go
niszczę. To… okropne. – Głos zaczął jej drżeć, tak jak i jej sylwetka.
Tknęło
mnie coś.
Tak
nagle.
Po
prostu.
Pękłem.
Odpadłem
zupełnie, gdy zobaczyłem na jej twarzy łzy. Znów mnie zaskoczyła. Tym razem na
tyle, bym mógł tylko siedzieć w miejscu i patrzeć, nie wiedząc, co zrobić.
Schowała twarz w dłoniach.
-
Nie chciałam tego, słyszysz…? – wyszeptała, pociągając nosem. – Ja jestem
okropna. Nie mam prawa nazywać siebie Directionerką…
-
Przestań.
Powiedziałem
to nieświadomie i dopiero po chwili zorientowałem się, co zrobiłem. Dziewczyna
wpatrywała się już we mnie z niedowierzaniem.
Teraz nie mogę się już z tego
wycofać.
-
To… To nie tak. To nie ty… Tylko ja. – Podniosłem się z siedzenia, następnie
kucając przy jej fotelu. Dygotałem lekko. – Ty w zasadzie… nic nie zrobiłaś –
powiedziałem, kręcąc głową. – Przepraszam, że przeze mnie…
-
Nie mnie przepraszaj. Tylko Zayna – przerwała mi. Mówiła już normalnie. –
Pogódźcie się. Już.
Zanim
dobrze zorientowałem się w sytuacji, opuściła lokal.
Wybiegła
na deszcz.
~*~
Sama
nie wiedziałam, dokąd zmierzam. Po prostu obrałam pierwszy lepszy kierunku i
starałam się go w jakiś sposób trzymać. Biegłam przed siebie.
Idiotka. Przecież ty nie znasz
tego miasta!
Fakt,
nie znam go.
Zatrzymałam
się, opierając o kamienny mur jednego z budynków. Przyległam do niego całym
ciałem, jakby próbując ukryć się w ten sposób przed spadającymi z nieba,
wielkimi kroplami wody. Ale po co? Już i tak byłam całkowicie przemoczona. Po
dłuższej chwili łapczywego nabierania powietrza, zorientowałam się, że drżę z
zimna. Osunęłam się po chłodnym murze na ziemię i objęłam rękami. Niepewnie
rozglądnęłam się na boki.
Otaczała
mnie tylko cisza i ciemność. Przez ostatnie łzy, które miałam w oczach, dostrzegłam
konkury poszczególnych budynków, które jednak najpiękniej nie wyglądały.
Światło stojącej nieopodal latarni migało, dodając otoczeniu pewnej grozy.
Dobrze, że chociaż się pali…
Nagle
zgasło. Tak po prostu.
Jak
na złość!
A
ja aż wstrzymałam oddech.
Zacisnęłam
powieki, skupiając się na wsłuchiwanie w dźwięki otoczenia. Zdecydowanie
przeważał szum deszczu. Jednak pomiędzy wszystkimi innymi odgłosami zdołałam
wychwycić coś jeszcze… Kroki.
Ostrożnie
rozejrzałam się na boki i okazało się, że miałam rację. W moim kierunku ktoś
szedł. I to w niepokojącym tempie.
Cholera.
Chwilę
potem postać stała już obok.
-
Nie rób mi krzywdy – szepnęłam wręcz błagalnie.
~*~
Siedziała
kompletnie przemoczona na chodniku, kuląc się pod ścianą jednego z budynków, a
dookoła panowały całkowite ciemności. Ostatnia stojąca w pobliżu latarnia,
poszła widocznie w ślady reszty i także wysiadła.
Dobrze,
że zdążyłem w porę za nią wybiec, bo nie przypuszczałbym, że dobiegnie aż tu.
Oddychając
ciężko, stanąłem obok drobnej, zgarbionej sylwetki. Schylając się ku niej,
usłyszałem, że coś mówi i chwilę zajęło mi dojęcie do tego, że było to ‘nie rób
mi krzywdy’. Uśmiechnąłem się pod nosem.
-
Gdybym chciał, żeby coś ci się stało, nie biegłbym za tobą taki kawał drogi –
powiedziałem łagodnie, obejmując ją ramionami.
April
momentalnie odżyła, unosząc gwałtownie głowę do góry.
-
Niall? To ty? – zapytała ledwo słyszalnie.
-
To ja – zapewniłem ją. – Co ci do głowy strzeliło, żeby uciekać? I to w taką
pogodę?
-
Ja…
-
Nieważne. Chodźmy stąd.
Pomogłem
jej wstać i okryłem swoją kurtką, następnie przytulając do siebie. Bijący od
niej chłód był wręcz straszny.
-
Aleś zmarzła. – Potarłem jej ramię.
-
Trochę – odparła, pociągając nosem.
Chciałem
jak najprędzej znaleźć się w domu. Razem z nią.
~*~
Wybiła
dwudziesta trzecia. Jeszcze godzina do zamknięcia.
Nerwowo
stukałam paznokciami w blat stolika, nie mogąc znaleźć sobie innego zajęcia. W
tej chwili nie potrafiłam się na niczym skupić. Siedzący naprzeciw mnie Harry i
Louis milczeli jak nigdy.
Westchnęłam
cicho i w tym samym momencie poczułam wibracje trzymanego w ręce telefonu.
-
Halo? – Odebrałam.
-
Mam ją – odezwał się dobrze znany mi głos. – Jest cała, tylko trochę
przemoknięta.
-
Dzięki Bogu, Niall – szepnęłam, zakrywając usta.
-
Zabieram ją do domu, jesteśmy już niedaleko… Są tam chłopcy?
Niezbyt
podobał mi się ten pomysł, jednak po chwili stwierdziłam, że może tak będzie
nawet lepiej.
-
Louie i Harry tu są – odparłam, zerkając na wymienioną dwójkę. Siedzieli,
nasłuchując, a na ich twarzach pojawiły się już uśmiechy. Słyszeli.
-
Niech wezmą jej walizkę i wracają.
-
Ale… - chciałam zaprotestować, jednak się powstrzymałam. – Pracuję do północy,
więc z nimi nie przyjdę. Zabiorę ją jutro, dobrze?
-
Zobaczymy – mruknął. – Już jesteśmy na zakręcie – oznajmił po chwili.
-
Co miałeś na myśli? – zapytałam, jednak nie otrzymałam odpowiedzi, gdyż
pożegnał się krótko i rozłączył. Moment wpatrywałam się w ekran telefonu, a gdy
podniosłam wzrok chłopcy stali już na nogach.
-
No to na nas czas. – Harry zbliżył się do mnie, następnie przesuwając wargami
po moim policzku. – Przykro mi, że dziś nie wyszło – szepnął i szybko się
wyprostował, gdyż Tomlinson pojawił się z wielką walizką mojej przyjaciółki.
-
Co ona tam ma? – zapytał, siłując się z torbą.
-
Przypuszczam, ze ubrania. To w końcu April – zaśmiałam się cicho.
-
O Jezu… - stęknął, na co razem ze Styles’em zareagowaliśmy śmiechem.
-
Dacie radę we dwóch. Wierzę w was! – powiedziałam, by podnieść ich na duchu.
-
Pewnie, ze tak – potwierdził Loczek, napinając mięśnie.
-
Proszę, zaopiekujcie się nią, dobrze? – Uścisnęłam obu szybko na pożegnanie.
-
Możesz na nas liczyć! – Tomlinson zasalutował szybko, a Harry tylko posłał mi
uśmiech. Chwilę potem obaj razem z wielkim bagażem zniknęli w nocnych
ciemnościach.
***
Mam nadzieję, że rozdział nie jest zbyt zawiły i połapaliście się, co i jak :) Dedykowany @MsVictoriaS, z którą spędziłam dziś trochę czasu i której zawdzięczam poprawę humoru ;D POWODZENIA NA TESTACH BEBE ;*
DO 'ZOBACZENIA', mam nadzieję, NIEDŁUGO <3
A i jeszcze do @Dee_Directioner & @JBluvsBabycakes : NIE WAŻCIE MI SIĘ ZAWIESIĆ WASZYCH BLOGÓW, BO POZABIJAM!!!
To tyle.